mona mona
57
BLOG

Idiotenparade

mona mona Polityka Obserwuj notkę 30

Podobno nie chwali się dnia przed zachodem słońca, ale mam takie dziwne wrażenie, jakby w moim kraju kończyła się powoli okupacja. Obserwuję to sobie, będąc "na chorobowym" - i bardzo jestem ukontentowana.

Na swój sposób fajny jest świat, kiedy pyskaty bloger ma ograniczoną możliwość pisania ( rączka chora...). Nie zrywa się do lotu - za to przyglada się cyrkowi politycznemu z całej taryfy. Widzi się wtedy fajne rzeczy.
 
Niezależnie od pracowicie wyprodukowanych "słupków" ( założycie się, że to łatwe?) - gdzieś pod skórą czuje się, że partia, która uznała się z kolejnego właściciela Polski, jakiegoś cholernego Hutu, który nie morduje tylko ze względu na cienką powłokę...hmm...cywilizacji, za to stara się  ze wszystkich sił mordować moralnie, choćby "metodą na Palikota" - niedługo odejdzie, skąd przyszła, czyli w mroki KL-D.
 I tam pozostanie, gubiąc po drodze pieczeniarzy.

A na razie mam radochę, tak, czy siak. Pilnie śledzę wszelkiego rodzaju ekwilibrystyki - i widzę rzeczy zdumiewające.

Oto przyszedł dzień, znany (no, pewnie nie wszystkim) z fragmentu pieśni masowej, opiewającej, że "bój to jest nasz ostatni".I do tego boju skompromitowana, ośmieszona Platforma powinna rzucić najlepszych, najmądrzejszych ludzi - bo rzecz jest dla niej poważna.

Tymczasem co widzą nasze zdumione oczy? Czyżby zabrakło kadr? Bo to, co nam zaserwowano - to Himalaje głupoty, bezczelności, jakiegoś -  "uraaaa...i do przodu!"
Może gdyby sprawy rozłożyły się w czasie, nie byłoby to tak zabawne. Ale Bóg nie dał tej łaski: urosła "górka" do natychmiastowego załatwienia - i skutek przerósł oczekiwania.

 Widzimy istną Idiotenparade.

Wydaje sie, że pokazują nam kabaret, w którym koszmarny  korówód przygłupawych funkcjonariuszy prowadzi grę w politycznego durnia.
Oto członkowie komisji hazardowej, wygrzebani z jakiegoś politycznego lamusa,  którzy w obłędnym, chocholim tańcu usiłują udawać, że odgrywają spektakl 'politycznej uczciwości". Gdyby przynajmniej bonzowie zostawili rzecz komisjantom...Ale oni muszą gadać, gadać, gadać - i oczywiste staje się, że ta farsa została zadysponowana przez  partyjnych guru, którym wciąż, bez końca zdaje się, że na ograne do cna hasło " winien - Jarosław Kaczyński"  - cały kraj sięgnie po kamienie.
 
Oto macherzy od służby zdrowia: minister, która rozpaczliwie - jak nie od przodka, to od zadka - usiłuje kontynuować tzw. "plan Sawickiej", ku naszemu szczęściu i zdrowiu. A jakże by!
Ukoronowaniem radosnej twórczości jest oznajmienie pani minister: "c a ł a   P o l s k a może dzwonić pod 2 ( słownie - dwa) telefony".No, to cała Polska dzwoni.
Czy ktoś z kolegów - lekarzy móglby zaordynowac pani Kopacz jakiś gumowy impulsator kinetyczny do wybicia z głowy tzw."pomysłów"? Bo wyraźnie przerosła minister Piterę - o co nie jest łatwo.


Oto prezes NFZ, czy jak tam się to zwie, który - zupełnie na chama - łże w żywe oczy, że napisał w zarządzeniu zupełnie co innego, niż napisał, tylko lekarze okazali się analfabetami. Po czym zabiera głos niezmiernie zgorszony i oburzony Tusk, łgarz podwija ogon pod siebie, przestaje tupać i grzecznie przeprasza, zostawiając oniemiałych widzów " Szkiełka" w niepewności: czy kochany pan Miecugow jakoś wkręci w to Kaczorów? Bo jak nie...

Zawodzi prześwietny Trybunał Konstytucyjny w sprawie SB-ckich emerytur, chyba również niezbyt pewny, co i komu będzie na rączkę w niepewnej sytuacji politycznej. Bo w sprawach merytorycznych sędziowie mieli chyba czas przemyśleć własne, n i e z a w i s ł e stanowisko?

"Naczelny wygrany III Rzeczypospolitej", niejaki Piskorski, w swoim czasie oddelegowany pod ochronę brukselskiego immunitetu, dawno już zapomniał, co nad nim wisi, choć dotknęła go niełaska, kiedy "rozparło go mnóstwo za bardzo".
A tu - bach! Kogoś oświeciło nagłym natchnieniem, że 13 lat temu miał coś wspólnego z ...lodami.

Widział ktoś takie państwo?...Zaraz, chyba coś takiego było! Niejaki Dierepaska otrzymał (podobną jak szanowny prezes NFZ ) "porcję" od swojego premiera - czyli nawet ten patent nie jest oryginałem.Czekamy teraz, który baćka pierwszy poleci kłócić się w sklepach o  nadmierny wzrost cen.

Oto pyskuje Schetyna na Tuska, Palikot na Schetynę, pętający się im pod nogami, oddelegowany do pilnowania Schetyny ( no, baa...) Sławek Nowak, pochowana w mysie dziury, zdezorientowana ekipa, która nie bardzo wie, na którego wałacha postawić
I dostają "w zęby".

A gdzie ukochany szef?

A ukochany szef pozuje reporterom w Dolomitach, szusując na nartach. Wysportowany, europejski, pięęękny...
Już oznajmił, że bardzo go raduje przegrana jego partii w sejmie, odcinając się od liżącej rany PO. I wyjechał, zostawiając umiłowaną Ojczyznę, pełną "milionów Polaków", na pastwę losu.

Może to przez poczucie strasznej krzywdy, wyrządzonej przez koalicjanta?

Bo wierny koalicjant ma zdecydowanie dosyć, przestał już rzucać "perły przed wieprze". Koalicjant zwykle bywa "obrotowym", i właśnie dlatego trwa. Interesów koalicjanta, obojętne jakich - nie załatwi nikt.
Chłopi - zgodnie z odwiecznym przekonaniem,  nie należą do szlacheckiej Sarmacji, pochodzą od Chama, śpią - a w polu samo rośnie - ale koalicjant jakoś nie jest o tym przekonany. No, cóż - koalicjant nie jest z Warszawy, jako drzewiej bywało. Musi wrócić do siebie, w małe środowiska, gdzie sąsiedzi łacno mogą koalicjantowi wytłumaczyć, że zrobił z siebie totalnego głupka.
 Oczywiście pomijając już zwykłe kwestie opłacalności politycznej.

I tak, widząc ten cyrk, chyba znakomita wiekszość z nas  jakoś lżej oddycha, niezależnie na kogo głosowała. Mleko się wylało, przynajmniej jest jasność, bijąca po oczach.

Nie mam wyrzutów sumienia, nie głosowalam na P- Zero i nie musi dławić mnie wstyd, że dałam się nabrać na plastikowe uśmiechy, ewidentne i zupełnie bezczelne  kłamstwa, puder i róż na cynicznych twarzach polityków o lepkich łapach, polityków podpierających się (niby) zlikwidowanymi służbami....
 Jednak sądzę, że nawet ci, którzy radośnie "poszli na wybory i zmienili państwo" - też czują ulgę. Tamto się nie odstanie - ale szansa jest znów w ich rękach. Już wiedzą, że coś dziwnego stało się w tym zmienionym przez nich państwie.

Może podział  według kryteriów "autorytetów" na bydło  i nie - bydło dał im jednak do myślenia? Może dziś zastanawiają się, czy ich miejsce jest w oborze przy pustawym żłobie, czy jednak na legowisku pastucha?
Bo pałace - nie dla nich, to już dotarło.
 
Chociaż pewności nie mam, ostatecznie zawsze lepiej patrzeć na bydło z zaszczytnej pozycji nie - bydła, która to pozycja wynika li tylko z samego faktu głosowania. Żadnego innego wysiłku rzecz już nie wymaga, kwestia została roztrzygnięta. "Autorytatywnie".
Pożyjemy - zobaczymy.
A na razie mam radochę.

 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka