mona mona
2015
BLOG

Unia, czyli jak urka urkę wspomaga.

mona mona Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 37

 Aleksandra Kovaleva, aktywistka z Majdanu, oblatana zresztą po Europie, napisała list do "panów Europejczyków", bez specjalnej nadziei, że zostanie przeczytany.  List zawiera taki fragmencik:

"Najwyraźniej, pieniądze są obecnie główną europejską wartością. W tym czasie gdy Ukraińcy umierają, walcząc przeciwko niesprawiedliwości, o zwykłą godność, która w Europie została już zapomniana. Nie dlatego, że Europejczycy jej nie mają; oni jej nie potrzebują. Nie korzystają z niej. Godność to przeszłość".

To mi nasunęło coś z niedalekiej przeszłości - w każdym razie Majdan już stał, choć jeszcze nie walczył.

Przypadkiem dowiedziałam się, jak znikają unijne pieniadze, których nie było, no - w żaden sposób nie było dla Ukrainy! Bo przecież o to chodzi: jak nie wiadomo, co co chodzi, to z całą pewnością - o kasę. Bez pieniędzy nie wyrwie się Ukrainy z niedźwiedzich łap, teraz - kiedy została już zrujnowana ekonomicznie, kiedy od byle czynownika czy policjanta poczynając, a na sądach kończąc, nic nie załatwi się bez bakszyszu - jeśli w ogóle pensja lub emerytura została wypłacona i ma się środki na ten bakszysz.

Dobra, przejdźmy do unijnych "gangsta". Nie od dziś wiadomo: literatura uczy, pozwala zajrzeć w świat, po którym media robią zwykle przelotną "oficjałkę".

Oto  Annie Hawes, Szkotka, która najpierw - jako młoda dziewczyna - zamieszkała  w zupełnie egzotycznej dla niej  Ligurii, a potem wydała się za mąż za Liguryjczyka. Jej książki to fajna lektura na czas polskiej zimy:  pełne słońca, oliwek, egzotycznych potraw, życzliwych ludzi - czyli "lekkie, łatwe i przyjemne".

 Pewnie wszyscy wiedzą: Liguria to taki skrawek ziemii włoskiej, ściślej - genueńskiej, który - między innymi - "za płotem" ma Monaco, Mekka "wewnętrznych emigrantów" z biednego południa. Tacy emigranci to właśnie teściowie Annie, którzy,  już "dorobieni", wględnie zamożni - postanowili wybrać się do rodzinnej Kalabrii ( sam koniuszek "buta", bieda i mafia), w której nie byli od 20 lat. A razem z nimi - autorka.

No i oto, po dłuższych perypetiach, wjeżdżają do tejże Kalabrii - i co widzi Annie Hawes?

Ano, widzi pobojowisko: jakieś przedziwne hale fabryczne, zostawione " w pół drogi", niszczejące i bezużyteczne, przedziwne mostki i mosty "nad niczym", albo nad byle rowem, domy - zamieszkałe, albo nie, w każdym razie na pewno niedokończone: od tych w trakcie budowy nie płaci się podatków.

No i sterczą te szkielety kalabryjskiej "lepszej przyszłości", przynajmniej na kalabryjskiej północy  - co krok, ale wcale niekoniecznie tylko tam.

Oczywiście to badziewie zostało "zbudowane" za unijną kasę, której tak rozpaczliwie brakuje dla Ukrainy. Ktoś wziął na to pieniądze, coś tam ruszył na tyle, na ile to było konieczne - i znikł, nie przejmując się Unią, a już tym bardziej jej kontrolą.

Autorka jest, powiedzmy, nieco zdziwiona, ale cała liczna rodzina, podróżująca "cygańskim taborem" razem z nią, doskonale rozumie sytuację. Wiadomo, kto mógł taki biznes przeprowadzić i dlaczego uszło mu to bezkarnie.

Nie jestem specjalistką od ekonomii, ale rozumiem, co czytam: zjawisko występuje w skali masowej. Nie przypuszczam, żeby Kalabria była wyjątkiem, po prostu to ta kraina została opisana przez autorkę.

Dlaczego nikt się tym nie przejmuje? Nikt, czyli komisarze unijni? A to już zagadka dla szanownych.

Tak oto rozpływa się "unijna solidarność": jest dla tych, którzy potrafią "załatwić" przymknięcie oka na żywą działalność mafijną. Bo chyba nie ma sposobu, żeby NIKT, literalnie nikt, nie zauważył tej krainy betonowych  szkieletów.

Rozumiem, że Włochy to szósta gospodarka świata, z czym należy się liczyć. Ale w taki sposób?

Gołym okiem widać - unijny urka, długo myślacy nad prostowaniem bananów i "cudowną przemianą ślimaka w rybę"  -  zapadł na ślepotę i głuchotę w kwestii uczciwego skontrolowania urki  - autochtona, wyrzucającego najbezczelniej w błoto unijną kasę.
 Ciekawe "za ile" napadła unijnego urkę ta ślepota?

A swoją szosą - w książce padają uwagi na temat biednych Polek: "co byśmy bez nich zrobili? Kto by się opiekował naszymi starcami?". Przypominam - chodzi o najbiedniejszy region Włoch, gdzie jednak domy są ogromne, wygodne w sposób, o którym nam się nie śni, a stoły ugnają się non stop od żarciuszka.

Już mi się nawet nie chce truć - co myślę o tych, którzy taką sistiemę "pomocy unijnej" wymyślili, dlaczego to się w ogóle nazywa "Unia Europejska", jeśli dzieli Europę na gorszą i lepszą, jakby nie mogła skojarzyć - to jeden mały kontynent, który bez obiecywanego  wyrównania szans będzie miał wkrótce tę gorszą na kolanach.

Bliższa prawdy byłaby nazwa "Unia Złodziejska". Nie mówiąc już o godności. "Godność - to przeszłość" - jak napisała Aleksandra Kovaleva.





 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości