mona mona
985
BLOG

Kochany panie dyrektorze, czyli odpowiedź na apel Igora.

mona mona Polityka Obserwuj notkę 56

Nie trzeba było tego wielkiego obozu prawicy zaproponować wcześniej?

Wszystko, co poniżej nie jest osobiste: proszę traktować to jako adres do grupy społecznej, mającej możliwości skorzystania z łamów lub forów, a także ekranów telewizyjnych. Muszę to zaznaczyć, bo sądzę, że Pan nie wyskoczył z tym jak Filip z konopii, a propozycja jest wynikiem rozmów i przemyśleń.

Przemyślenia nasuwają się same: renegaci - nazywając sprawy po imieniu - nie mają szans. Publisia nie musi wiedzieć o co chodzi, ale pamięć i niesmak zostają wdrukowane w mózgi, niezależnie od sympatii i antypatii w stosunku do konkretnej partii.

 Dolary przeciw orzechom -  stąd pomysły o Wielkiej Prawicy, która, jak widać na wszędzie załączanych obrazkach - nie obejdzie się bez Kaczyńskiego?...

Ja Was, panowie, rozumiem, przynajmniej po części: jesteście po jakiejś, bliżej nieokreślonej stronie, bo dla Was Kaczyński, a już zusammen do kupy z Macierewiczem, w dalszym ciągu jest obciachem. "Wicie, rozumiecie", że katastrofa najzwyczajniej nie mogła przebiegać tak, jak to przedstawiają "czynniki rządowe" i media głównego ścieku, ale szanujecie swoje nazwiska na tyle, aby nie kojarzyć się z "oszołomstwem".

Tylko...albo - albo. Gdzieś ta prawda musi leżeć, a ewidentnymi kłamstwami broni się winny. Nie wierzę, że wszelkimi możliwymi kłamstwami Rosja kryje błąd "sierżanta", nie wierzę, iż wierzycie w to Wy.
Bo już co do "smoleńskich żółwików"...była to oczywiście chwila nieuwagi, ale jakże znamienna w dziejach tej tragedii!

I co? I niewiele...

Rozumiem też, że najbliżej Wam ( bo przecież chodzi o środowisko dziennikarzy przyzwoitych, bez piany na ustach) do Gowina: reprezentacyjny, układny, gadający "na okrągło", jednym słowem - pokazywalny.

Tak już mają dziennikarze - myślą "słupkami" - załóżmy, że skądś to wiem. Proszę nie traktować tego jako obrazę, raczej jako archaiczny  przykład biblijny: jest to podejście nieco faryzejskie: wiedzieć, że kłamstwo jest kłamstwem - ale szukać półśrodków, chowając się pod szatką człowieka "do przyjęcia".

A ja jakoś nie mogę zapomnieć tych słów: "Nie chciałbym iść tak daleko, ale myślę, że to jest droga do politycznego samobójstwa - to, co robi Jarosław Kaczyński. Samobójstwa nie tylko tego zasłużonego i przed '89, i po '89 roku polityka, ale droga do samobójstwa całej jego formacji politycznej" - stwierdził Jarosław Gowin."
Nie mówiąc już o entuzjazmie Gowina  w sprawie POPiSU-u, konkretnie - w sprawie niedotrzymania umowy przedwyborczej.

Nawet nie warto podawać linku do wspomnianych słów, większość to pamięta - ale niech tam: pierwszy, jaki mi się nawinął:
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/84098,kaczynski-teolog-wspomnial-o-opetaniu.html

Rzecz nie w ocenach, bo te się zmieniają, zwłaszcza w polityce, w zależności od sytuacji.  Rzecz w tym, że Gowin, późniejszy minister sprawiedliwości, albo skłamał Polsce w oczy, albo nie sprawdził, o czym mówi. A mówił o  niesławnej pamięci zeznaniach Niesiołowskiego, do których złośliwie "pił" JK z trybuny sejmowej.

Ale tak, w ogóle, nie mam szczególnych zastrzeżeń do Jarosława Gowina. Nawet na ten cytat jestem gotowa spuścić  kurtynę niepamięci, jeśli będzie trzeba dla dobra sprawy.

Nie jestem członkiem PiS, choć na tę partię głosowałam, głosuję i będę głosować. nie muszę więc stosować metody "ruki pa szwam". I choć Kaczyński jest jedynym politykiem tej rangi, któremu wierzę - mam zastrzeżenia właśnie do niego.

Właściwie jestem na wewnętrznej emigracji: niczego szczególnego od państwa nie oczekuję, "na waciki" mi starcza.
Chciałabym tylko, żeby nie było rządzone przez dyspozycyjne lokajstwo.

Zabrzmi patetycznie - ale napiszę: bez względu na dzisiejsze kombinacje relatywistyczne - za dużo krwi się JEDNAK lało przez całe wieki, żeby jakaś mafia ( władza ustawodawcza + wykonawcza + sądownicza trąbiące w tę samą, podporządkowaną "partii interesu" tutkę) poniewierała Polską, bezwzględnie  podporządkowując ją kaprysom PE, zdegenerowanemu lewactwu, ale także cwanym prawakom, zwanym umownie "Europejczykami".

Nie chcę, aby mój rząd niszczył wszystko, co nie uciekło na drzewa - w imię osobistych karier.

Chcę, żeby Polską rządził człowiek prawy - i jemu podobni.

Czyli jestem niejako po stronie tych, którzy mówią "trzeba najpierw wygrać wybory". Zgadzam się z tym, że PiS-owi przybywa - ale za wolno i za mało, choć pięknie województwo łódzkie wepchnęło solidne brzuszysko w "pomarańczowy matecznik". Fajnie to wyglada na grafice.

Pies pogrzebany jest w organizacji partyjnej roboty, nie w tym, co sam Kaczyński powie, lub nie.

Jest tak: mieszkam na zapadłej wsi. Jeśli do mojej wiejskiej świetlicy  przyjedzie Jarosław Kaczyński, oczywiście zbiegną się tłumy, nie takie może, jak "na papieża" - ale jednak. Zbiegną się popatrzeć, posłuchać - ale będą to głównie panie z jakichś Klubów Seniora, Koła Gospodyń" i innych kółek różańcowych, czyli "bywalczynie". No, może przyjdzie trochę odważnych chłopów.
U mnie PiS wygrywa od lat, ale nie słyszałam, żeby ktoś publicznie się chwalił, że tak właśnie głosuje. Pełna konspira, żadnych rozmów - a od tego zwolenników nie przybywa. Bo na co, na kogo mogą się powołać, jeśli nawet nie na sąsiada?

Nie przyjdą na spotkanie nauczyciele - oni są pracownikami wójta, jak cała reszta wiejskiej inteligencji. Ilu jest wójtów z PiS? Przeleciałam się przez okienko wujka Google: przewija się kika nazwisk na których z reguły wiesza się przysłowiowe psy. Oczywiście nie przyjdą też inni, podlegli wójtowi.


W skali wiejskiej  autorytety - zostaną w domu. A to ma "milczące" znaczenie.

Część z tych przybyłych zagłosuje na PiS, ale tak było zawsze, część - jako nowy nabytek, ale część tej części i tak uzna, że "młodzi" z ich rodzin są lepiej poinformowani, więc zagłosują tak, jak oni. No, ci stosunkowo młodzi, bo dzieci tych młodych - już na Korwina.

Zawsze przekonanych do końca, do bólu,  za mało aby wygrać, choć na "szklanym suficie" pojawiły sie wyraźne rysy. Jeśli już - jest to głosowanie przeciw - przeciw złodziejskiej władzy, która wyborców ma w miejscu dolno - tylnym, ale zdołała skłócić naród do samej stępki.

Ile jeszcze Kaczyński może tyrać, jeżdżąc po gminach i miasteczkach? Na ile pozwoli mu na to zdrowie? I co to daje, że przybędzie znikomy procent przekonanych? Nawet jeśli dzięki wielkiemu wysiłkowi ten procent wciąż rośnie?

Uważam, że cała harówka Kaczyńskiego jest błędem, niezależnie od  należnego chapeau bas.

Ale co ma robić człowiek, który - dźwigając nową, straszliwą żałobę - dowiaduje się, że w samym jądrze partii jest zdrada? Co ma robić, jeśli zdrajcami są ludzie, którzy noszą, a w każdym razie powinni - tę samą żałobę, ale żadają od niego, aby działał tak, jakby nic się nie wydarzyło? Jakby nie zdarzyła się wielka, narodowa tragedia?

No i proszę sobie wyobrazić sytuację, że jakaś "przysłowiowa ja",  "zwykły", czyli prosty czlowiek, nie mający żadnych wieści z dziennikarskiej giełdy ( bo przecież, jako prosty człowiek, mierzwa historii - nie muszę mieć!) do dziś mam tyle wiadomości: coś się stało, ale co właściwie - nie wiem.


Nie wiem, jako prosty człowiek -( bo ludzie nie wiedzą!) - za co wyleciała Elżbieta Jakubiak, która jako pierwsza została zawieszona, a którą znali z twardej, partyjnej walki.
Ani - dlaczego tak ochoczo polecieli z partii za słynnym czerwonym żakietem Kluzik - Rostkowskiej inni członkowie kadry Kaczyńskiego. Dlaczego żadali od niego milczenia, "spokojnej kampanii" - w tamtej sytuacji?
 
Jakim cudem - i dlaczego żądano śpiewki "nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało"?

Nie poinformowaliście mnie o powodach, drodzy panowie. Gdzie wtedy byliście? Po której stronie?

Mówi się, że Kaczyński nie ma szczęścia do ludzi. Czasem nie ma, z własnej nieprzymuszonej woli - vide nieszczęsny Kaczmarek ( &co), który zastąpił Ludwika Dorna. Albo sam Dorn, z którym ewidentnie  "zaczął" JK.

Ja, jako wspomniany  prosty człowiek, czasem  wiem ( a czasem nie), co Kaczyński powiedział pod adresem Dorna - ale moim zdaniem to nie wystarcza, aby "trzeci bliźniak" zareagował, jak zareagował, ryzykując karierę, którą chyba ostatecznie zmarnował.
A już na pewno zaszkodził partii, z którą był od lat, na dobre i złe.

Nic więcej nie działo się pod dywanem? Może Waszą rolą było odniesienie się do sytuacji z punktu widzenia rzetelnego dziennikarstwa? Może Wasz głos byłby tym kubłem wody na rozgrzane głowy?

Czasem Kaczyński "ma jeszcze gorzej": były jakieś powody, że cała Polska uważała "Zizi"  za delfina...
Dlaczego? Ten człowiek to był mały karierowicz, nudny urzędnik z niewątpliwie wielkimi ambicjami - jeśli znalazł "oczko", w które mógł się wcisnąć jako ważny VIP.
Co w nim urzekło Kaczyńskiego - w tym przypadku naprawdę nie wiem. I w tym przypadku, zresztą rozszerzonym, doznal zdrady. Nie jest ważne, kto był spiritus movens, ale stało się.

Jaka była Wasza reakcja? Oczywiście nijaka.

Można by kontynuować tę wyliczankę: Kaczyński czasem słucha doradców - i na ogół popełnia wtedy błędy.


 Jarosław Kaczyński jest politykiem emocjonalnym, co mu na ogól wychodzi na zdrowie - wiadomo, o co chodzi, jeśli mówi. Z tym przekazem można się zgadzać, albo nie, ale do ludzi trafia.
Jeśli milczy - to "milczy agresywnie", albo ma jakąś "drugą twarz, którą usiłuje ukryć". Tak, czy siak - to mu się absolutnie nie opłaca. A większość z Was chowa wtedy głowy w piasek.

Niemal nie było przypadku, żebyście, en masse, stanęli jednoznacznie po jego stronie. Oczywiście mam na myśli dziennikarzy rzetelnych, albo za takich się uważających. A moim zdaniem - trzeba było, jeśli ma się tę jedną twarz. Bo dziennikarz także ją ma. Za to ramiona ma dwa...i płaszczyk wędruje...

Skutki tego tchórzliwego krętactwa mogą być jeszcze bardziej nieobliczalne, niż po rządach "liberałów - aferałów", bo w końcu to ci sami ludzie, a ich działania już doskonale znacie. Czasu jest już niewiele ( w każdym razie - może być), a wtedy działania sie intensyfikują: zwycięzców się nie sądzi, a w razie przegranej zostają przynajmniej pełne sakwy.

Wiem, co trzeba zrobić, aby "szklany sufit" pękł.
To musi być wielka, zmasowana akcja: pikniki, stadiony, wielkie sale, niezależnie od kosztów. I Wasze bezwzględne, głośne poparcie, bo tylko wtedy będzie tam pełno.

Dlaczego?
Bo Jarosław Kaczyński nie jest trybunem ludowym - "nie czuje" tłumów, nie mówi ich językiem, nie jest "medialnym fircykiem" z politycznego teatrzyku. Na miesięcznicach mówi do przekonanych - a to coś zupełnie innego.
 
 Ale to, co - jak mniemam - proponujecie - tym mniej, choć Gowinowi stadiony nie są obce. On także nie porwie tłumów.

Wspomniałam wyrzuconych z partii i tych, którzy sami odeszli. Naprawdę żałuję niektórych z nich i bardzo chciałabym, żeby znów zasilili prawicę - tu się zgadzamy. Żeby to była Wielka Prawica - muszą być w niej ludzie zaprawieni w bojach. Nie ma mowy, żeby wystarczył sam Kaczyński.

Ale sprawy trzeba rozliczyć, wyłuskać tych, którzy inspirowali, mając na myśli doraźne korzyści - od tych, którzy bezmyślnie uznali, że lojalność obowiązuje wyłącznie wobec kumpli. W stosunku do partii - niekoniecznie.
A potem dostali bolesną pokazówkę lojalności od Kluzik - Rostkowskiej, czyli wyszli na głupców.

I to jest Wasza rola.

Może zresztą trzeba przyjrzeć się także działaniom tych lojalnych, być może - z pozoru, którzy najgłośniej krzyczą, że powrotów nie ma? Bo człowiek jest omylny, a życie uczy zarówno mądrości, jak pokory. Jak wiadomo - Gomułka "zapadł na oczy" - przestał widzieć to, co się dzieje w Polsce ( dla niezorientowanych - "odszedl z powodu choroby").

Kaczyński wciąż widzi dobrze, ale mam wrażenie, że czasem "daje ucho" tym, co usiłują widzieć lepiej. Człowiek nie może być zawsze samotnym wilkiem, wierzącym jedynie sobie.

Zróbcie, panowie, co trzeba.

Chyba...chyba, że chodzi o to, aby pod hasłem Wielkiej Prawicy "wyjąć" PiS z rąk Jarosława Kaczyńskiego?

Na pewno nie?
Bo jeśli tak - to pomysł głupi. To się nie uda.
 chcieć
 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka