mona mona
175
BLOG

Starzy i nowi consiglieri DonAldo

mona mona Polityka Obserwuj notkę 3

W "credo" mam napisane, że nie lubię, kiedy robi mi się wodę z mózgu, a niejaka Kasandra wciąż mnie nawołuje, żebym myślała - bo to nie boli.
No, dobra. Spróbuję, ale to nieprawda, że nie boli. To moja Polska.

Od piątku słyszę różne rozmowy i biadolenia, sprowadzające się głównie do kwestii - kto nagrywał, co było zresztą do przewidzenia, bo odwraca myślenie od innego pytania  - cui bono?

Sprawa jest prosta jak sierp Księżyca - trzej panowie, w tym jeden stary komuch i jeden consigliere DonAldo spotykają się w popularnej knajpie i w sposób zupełnie jednoznaczny omawiają sprawę dodruku pieniędzy, żeby przynajmniej na jakiś czas ocalić tyłek partii rządzącej i jej szefowi, który jest, na nieszczeście, premierem mojego kraju. To jest clou rozmowy.

Czemu w knajpie? Bo zbyt ryzykowna, w warunkach spełniającego się układu, byłaby oficjalna wizyta Belki u Tuska. Że to głupie? No, cóż - mądrość tych consiglieri nie wydaje się oczywista...Belka jednak nie omieszka zaznaczyć, iż "rozumie" - Tusk nie zna się na finansach, za to ma te "smoleńskie kłopoty". Nie omieszkał zaznaczyć! Podbija stawkę?



Trochę "gry wstępnej" - i dalej się toczy, niemal bez latania ogródkami: jeśli nie dosypie się kasy do tego worka bez dna, to głupi Kowalski, który patrzy na p...go "Orlika" i nic z niego nie ma - załatwi sprawę po swojemu, przy urnie, a panowie będą musieli zabrać swoje zabawki i rozejść się. Bo państwo jest w dupie, nic nie działa, a jak coś działa - działa źle.


Belka jest ostrożniejszy, potrzeba mu wytrycha, czyli słowa "Polska" - i Sienkiewicz mu słowo serwuje. Czyżby...wiedział, że ten fałszywy kluczyk, "dobro Polski", jest konieczny, gdyby jakaś mała pluskiewka...No i ten PiS, który wypędzi inwestorów. Czysta "gra w słówka", potrzebne na ewentualne czerwone paski na dole ekranu.
 
No, cóż - kluczyk okazał się pomocny: to na niego powołuje się premier, mówiąc "zatroskaniu sprawami państwa" w wydaniu plugawego języka consiglieri.

Belce natomiast to wyświechtane w tysiącach kłamliwych przemówień słowo "Polska" daje asmumpt do natychmiastowej decyzji o złamaniu konstytucji. Oczywiście nie za darmo, ale "przecież nie jesteśmy komunistami" - jak mawiał Don Corleone.

Dlaczego Belka, fachowiec i były premier, uważa, że dosypanie pieniędzy partii, która do opisanego stanu państwa doprowadziła, jest pożądane?  Dlaczego bierze udział w tej oszukańczej grze, wiedząc przecież, że chwilowe wrzucenie w wór PO  kaski nie zmieni nic? No, może poza wynikiem wyborów - ale co z tego będzie miała ta Polska, o którą mu przed chwilą chodziło?

Bo od tej operacji ani premierowi, ani rzadzącej kamaryli rozumu i przyzwoitości nie przybędzie. Dlaczego Belka ryzykuje Trybunał Stanu?
Szczerze mówiąc - chyba jestem za głupia, żeby  pojąć, bo tego nie rozumiem. No, ale nie muszę. Oczywiście roi mi się, to, co wszystkim - mariaż z lewicą jest wielce pożądany, gdyby co. Ale co zrobi Belka, jeśli Tusk przerżnie te wybory na amen, a słowa o wygranej PiS staną się ciałem?

Co panowie sobie umyślili? Jaki znaleźli kruczek, aby rzecz stała się niemożliwa? Ile nas to będzie kosztowało?

Za to rozumiem jedno: Rzeczpospolita ZNOWU została potraktowana jak "postaw czerwonego sukna", rozdzierany między lewicą i PO, skądinąd chyba znany Sienkiewiczowi. Więcej - postanowił jej oddać tę "radziwiłłowską" przysługę: wyrywanie konającej poduszki spod głowy, aby krócej się męczyła.

Od dawna zastanawiam się, dlaczego Tusk, wiedząc przecież, że pali mu się pod tyłkiem - ma jakoś dziwnie drwiąco - spokojną minę. Przecież musi się bać, nie da się już uciec "do Europy", choć takie ładne były perspektywy...Już mniej - wiecej wiem: zawsze jakoś znajdą się ludzie na jego, premierową miarę, którzy gotowi są na wszystko - dla jakiejś doraźnej, partyjnej korzyści. Warunkiem jest, aby ktoś im podrzucił maleńkie słówko "Polska" - do wytarcia gęby na wszelki wypadek.

Konkubinat PO z SLD jest oczywisty i konieczny, kiedy "PiS ma w Cebosie 43%".

Pytanie jest jedno - kto kogo w tym niesakramentalnym, oszukańczym od po czątku związku - najzwyczajniej pożre, bo nie ma siły, aby ustalili jakieś wspólne cele, poza władzą dla samej władzy.

Belka nie jest partyjny? A, rzeczywiście...Działa  w y ł ą c z n i e  dla idei...I dlatego wodzi za sobą Cytryckiego, NAWET na takie rozmowy.

 Wciąż męczy mnie pytanie, jak czują się w takich rolach potomkowie uczciwych, pięknych, niegdysiejszych Polaków?

Za Wiki:
Jacek Rostowski pochodzi z rodziny polskich emigrantów. Jest wnukiem Jakuba Rothfelda (Rostowskiego), neurologa, profesora Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie i Polskiego Wydziału Lekarskiego w Edynburgu[1].
Jego ojciec Roman Rostowski był sekretarzem i tłumaczem Tomasza Arciszewskiego[2], premiera rządu polskiego na uchodźstwie.

Henryk Sienkiewicz...jakby ktoś nie wiedział, to jest ten pan, który tak umiłował Polskę, że w czasach baaardzo niesprzyjających napisał Trylogię, najpiękniejszą polską powieść - "ku pokrzepieniu serc".
 Za trudne? No, to kliknijcie do wujka Google.
 














 
 











 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka