mona mona
656
BLOG

Ta przepiękna "pigułka" w sreberku kłamstw.

mona mona Polityka Obserwuj notkę 7

Zbiegły mi się dwa fakty.
Dopiero odłożyłam książkę o niewinnym tytule "Wierny ogrodnik" Johna le Carré. Znam ją, ale dotąd "leciałam za akcją", gubiąc mnóstwo rzeczy po drodze. Teraz przeczytałam ad meritum.

A "dzień po" przeczytaniu obejrzałam polsatowski program o pigułce ellaOne, czyli dyskusję Senyszyn z Marianem Piłką. Dyskusja była zwykłą nawalanką, zresztą z obu zacietrzewionych stron, czemu przyglądała się nieco zniesmaczona, młoda publiczność.
Mróz mi przeszedł po kościach, zwłaszcza, że wprowadzaniu tego czegoś na rynek towarzyszy ordynarne kłamstwo polityków.

Nie da rady, musżę trochę o książce - i lepiej to przeczytajcie. "Myślenie ma przyszłość".

Książka le Carré jest przerażającym obrazem testowania leków na kenijskiej nędzy ludzkiej. Ale Polska też "jest tam na rzeczy" - i to mi właśnie dało do myślenia, które ma przyszłość!

Autor (najlepiej sobie kliknijcie) były brytyjski dyplomata, więcej - pracownik Secret Inteligence Service, napisał książkę na podstawie faktu: testowania (innego wprawdzie, niż w książce) leku w Kenii, gdzie skorumpowanej do cna władzy nawet w głowie nie świta obrona obywateli przed działalnością rozpasanej firmy farmaceutycznej, niosącej śmierć.
Nawet nie o to chodzi, że testowany lek jest zły. Chodzi o to, że nie jest przebadany do końca, znaleziono więc "odpowiedni" materiał ludzki do badań, zabijając całe wioski.

Jeszcze słówko - pisarz nie oszczędza swojej ojczyzny, ani jej dyplomacji. Bohater jest właśnie dyplomatą ( a to środowisko jest przecież do bólu znane  autorowi), któremu koledzy i przełożeni tłumaczą, że są w Kenii po to, aby wspólpracować z jej władzami w interesie Korony, nie zaś - od załatwiania wewnętrznych spraw kraju pobytu. Tłumaczą to człowiekowi, któremu dopiero co w okrutny sposób zamordowano śliczną, młodą żonę, zaangażowaną bez reszty w ruch społeczny, walczący z opisanymi praktykami. Dyplomaci robią zresztą wszystko - a są to rzeczy straszne - aby powstrzymać go od prywatnego ( bo jakże inaczej?) śledztwa. Wszystko - do morderstwa włącznie.
Dlaczego autor miałby tak postponować i swój kraj i służbę, w której pracował przez wiele, wiele lat, gdyby nie było w tym ziarenka prawdy?
I ta prawda jest, jak już napisałam wyżej. Chodzi tylko o inną nazwę leku i inną chorobę.

Lek, o który chodzi, został przetestowany - według autora - jeszcze przed wprowadzeniem do Afryki...w Polsce i Rosji.

Kraje te go zaakceptowały i były zachłyśnięte, co jest niebagatelnym argumentem "na rzecz". Do Kenii trafił po tym "zachłyście". Jeśli dobrze pojęłam istotę rzeczy - mimo wszystko kenijscy biedacy byli materiałam ludzkim lepiej chronionym, gdyby coś jednak w sprawie nie zagrało do końca. Tam wciąż działają, nieżależnie od skutków, międzynarodowe instytucje wszelakiego autoramentu - a każda może poczuć przykry zapach śmierci - i pecunii, która non olet.

Abstrahuję od dylematu moralnego: czy lek jest poronny, czy nie. Co na to Kościół, a co - "Marsz szmat", czy biskupi, którym Senyszyn nigdy nie odpuszcza.

Świeże uwrażliwienie w temacie kazało mi się zastanowić nad czym innym: jak ta "pigułka szczęścia" jest przebadana, jeśli można ją sprzedawać polskim dwunastolatkom ( można!), słowem - czy dopiero po nas będzie badana na kobietach kenijskich?

W Afryce dzieci go nie kupią, ze względu na cenę. Nie kupią niemal niczego w kraju strasznego głodu, nędzy, albo wojny plemiennej, i  co tam jeszcze w Afryce może się zdarzyć. Kwestia warunków.

W Polsce...w Polsce jednak dzieciaki mają kasę na inne "pigułki szczęścia". Jeśli będzie to konieczne, niektóre zarobią na pigułkę sposobem "galerianek".

Poszukałam i znalazłam te badania - co szanownym dedykuję:

"Jak badano preparat ellaOne?

W jednym badaniu głównym preparat ellaOne podano 1533 kobietom (w wieku średnio 24 lat), które zgłosiły się w celu uzyskania antykoncepcji doraźnej w okresie od dwóch do pięciu dni po stosunku płciowym bez zabezpieczenia lub gdy zawiodła zastosowana metoda antykoncepcji."


To właściwie wszystko, pigułka - tak przebadana - jest raczej skuteczna (w 3/4 przypadków). Macie poniżej link, poczytajcie. Wiele tego nie ma. Pamiętajcie: jeśli to będzie w pełni dostępne, raczej sięgną po pigułeczkę Wasze dzieci. Nawet te, o których sądzicie, że nie są aktywne seksualnie. Teraz będą, mają przecież cudowną pigułkę - a moda na "gimnastykę seksualną" rozchodzi się błyskawicznie.

 Sprawa  znacznie ważniejsza: kto łże, a jeszcze ciekawsza - w jakim celu łże?

Szczerze mówiąc - wszystko, co powyżej to tylko preludium, bo w Polsce sprawa ellaOne wygląda dziwnie, albo skandalicznie. Mnie pasuje to drugie.

"14.01. Warszawa (PAP) - Antykoncepcja awaryjna będzie w Polsce dostępna bez recepty. Decyzja KE w tej sprawie jest bezwarunkowa - powiedział PAP rzecznik MZ Krzysztof Bąk.

Jednak rzecznik KE ds. zdrowia Enrico Brivio podtrzymuje stanowisko, że ostateczna decyzja należy do władz krajów członkowskich."

No i dalej - jak tybetański młynek:

"W środę Bąk ( rzecznik MZ) powiedział, że KE nie pozostawiła w tej sprawie krajom członkowskim wyboru - ellaOne sprzedawana ma być bez recepty. Dodał, że jest to decyzja administracyjna, centralna, i kraje członkowskie muszą się do niej dostosować."
Wtóruje mu oczywiście Neuman - choć parę dni wcześniej mówił coś zupełnie innego:

"Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann wyjaśnił PAP, że kraje członkowskie nie mają możliwości ograniczenia sprzedaży tej pigułki przez wymaganie recepty. Wyjątkiem będzie Malta, gdzie środki antykoncepcyjne w ogóle nie są sprzedawane. "Jeżeli w kraju sprzedaje się środki antykoncepcyjne, nie ma żadnej innej możliwości (niż sprzedaż bez recepty - PAP)" - powiedział Neumann."

A unjiny rzecznik - swoje:

"Rzecznik KE ds. zdrowia Enrico Brivio przekazał z kolei w środę PAP stanowisko Komisji, zgodnie z którym to do władz krajów członkowskich UE należy ostateczna decyzja, czy zezwolić na sprzedawanie środków antykoncepcyjnych o nazwie ellaOne u siebie bez recepty."

Podkreślam tę środę - bo wszystko to dzieje się, jak rozumiem - tego samego dnia. "A świstak siedzi..."

Konkludując - ja na Waszym miejscu starannie przeczytałabym podane linki. Zwłaszcza, gdyby któreś z moich dzieci musiało stanąć w obliczu takiej "ułatwionej konieczności". Bo do ciąży trzeba dwojga, więc odpowiedzialność, choćby moralna, również dzieli się na dwoje.


Ten środek będzie najłatwiejszy do zdobycia i użycia, łacno może spowodować chętkę na "eksperymenty", które  j e s z c z e  nie przychodziły małolatom do głowy. Choć - jeśli mówi się o dwunastolatkach - to chyba się wie, co się mówi?
Senyszyn, zapytana - czy sprzedałaby pigułkę dwunastoletniej dziewczynce - odrzekła, że wrażliwość u farmaceuty nie jest pożądana, a pigułka lepsza od aborcji.

Pewnie tak, aborcja - to szpital, opercja, sąd w przypadku nieletniej...a  ellaOne - tylko brać to szczęście!

Potem się przestestuje w jakiejś kenijskiej wiosce, powołując się na to, że w Polsce lek jest już sprawdzony.

Wnioski zostawiam szanownym.

http://www.leki-informacje.pl/lek/epar/393,ellaone.html

Pod powyższym linkiem znajduje się informacja ogólnikowa, z odsyłaczem typu "tutaj" - do konkretów. Niestety, strona z konkretami już nie istnieje - jak odpyskował mi adres linku. Tak więc nie dowiemy się niczego, nawet tego, czy "badane" kobiety były informowane, że są królikami doświadczalnymi.

http://www.pap.pl/palio/html.run?_Instance=cms_www.pap.pl&_PageID=1&s=infopakiet&dz=kraj&idNewsComp=&filename=&idnews=196504&data=&status=biezace&_CheckSum=1431102619

 

 

 

 

 

 

 

 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka