mona mona
412
BLOG

O niektórych matołkach

mona mona Polityka Obserwuj notkę 33

Ostatnio sytuacja przyspieszyła tak, że rozchwiały się „przekazy dnia”: rzadko można odtworzyć sobie treść porannego sms-a, wysyłanego do trolli ze wszystkich półek. Kiedyś było to hasło natychmiast rozpoznawalne, zazwyczaj dawało też trochę radochy z powodu odgadywania – co też dziś mądre głowy wymyśliły swoim przygłupom, trollom dużym i małym.

Co bardziej tępy zawodnik powtarzał tę mantrę dosłownie,  inni stroili ją w słów koronkę – ale „przekaz dnia” i tak wyłaził spod ażuru koronki. I była zabawa.

Na wątpliwą pociechę został nam niejaki Dariusz Joński.

Tak, tak, to ten sam mędrzec, który pouczył zdumioną publisię, że Powstanie Warszawskie wybuchło w 1988 roku, a stan wojenny zdarzył nam się rok później…

Ostatnio pan Joński lata od telewizji do telewizji, a wszędzie powtarza tę samą rewelację – „przekaz dnia”: załoga Tu-154 nie miała licencji, w związku z tym nie powinna… już sama nie wiem, czego załoga właściwie nie powinna, a delikwent Joński – jak można się domyślać - dwa razy nie wie. Nie powinna pilotować TU?

A kto miał to robić? Joński?

Nigdy nie mądrzyłam się na temat katastrofy: mam za mało wiedzy technicznej. Natomiast całą resztę wszyscy znamy, nie ma żadnej filozofii, aby dowiedzieć się  jak przebiegało szkolenie pilotów, w ogóle – jak funkcjonował pułk.

No, tak, dla ułatwienia:

 Raport Millera, str.19/328, stwierdza:

Pilotowi ( Arkadiuszowi Protasiukowi) nadano następujące uprawnienia: do wykonywania lotów w charakterze dowódcy statku powietrznego na samolocie Tu-154M w dzień i w nocy IMC zgodnie z IFR (rozkaz dzienny Z-137/2008 pkt 3 z dnia 15.07.2008 r. oraz nr Z-173/2008 pkt 4 z dnia 4.09.2008 r.

Oczywiście nie jestem idiotką, wiem, że wszystkie „kwity” ważne są okresowo, ale „wojsko na rozkazie stoi” i to nie piloci, zresztą traktowani „na kiwnięcie palcem" - jak taksówkarze, powinni dbać o organizację, związaną z bezpieczeństwem, szkoleniami, uprawnieniami.

Protasiuk był pilotem klasy mistrzowskiej, uczył się tej wiedzy „od oseska” – przed dęblińską Szkołą Orląt skończył już Liceum Lotnicze. Mamy prawo sądzić, że był w pełni świadom wszystkich spraw, związanych tak z lataniem, jak szkoleniem. To nie piloci byli winni sytuacji w pułku – winien był Bank-Tusk- Stan i jego radosna gospodarka finansami, której to gospodarce nie szkoda na knajpę Sowy, ale na szkolenie pilotów – już tak.

Kiedy czytam, że tej klasy pilot wprawdzie wcisnął przycisk „uchod” ( odejście) , ale nie miał pojęcia, że  bez ILS ( system wspomagania, dość zresztą prymitywny) cały interes nie zadziała – ogarnia mnie pusty śmiech: to tak, jakby dotąd piloci prowadzili śmieciarkę.

No, chociaż kilka głupot z raportu Millera,  

„Zdaniem komisji Millera kapitan popełnił błąd. Zamiast wyprowadzać maszynę ręcznie, włączył przycisk automatycznego odejścia, oczekując, że samolot  samoczynnie przejdzie na wznoszenie. Był zaskoczony, bo nic takiego się nie stało. Dlaczego? Komisja przeprowadziła eksperyment. Okazało się, że przycisk „Uchod" („Odejście") nie działa na lotniskach bez systemu precyzyjnego lądowania ILS. Zdaniem komisji kapitan o tym nie wiedział.”

Komisja – jak wynika z samego tekstu - też tego nie wiedziała. Dowiedziała się dopiero po jakimś eksperymencie MAK, nie wiadomo – po jakim. Szczególna komisja…

Bo podczas prób na drugiej „tutce” …

"Eksperyment z drugim Tu-154M: Przycisk UCHOD zadziałał. Załoga prezydenckiego tupolewa powinna podnieść samolot."Bez ILS.

http://m.se.pl/wiadomosci/polska/eksperyment-z-drugim-tu-154m-przycisk-uchod-zadzialal-zaloga-prezydenckiego-tupolewa-powinna-podnies_180790.html.

 

 

No i rozwiała sie, jak smolenska mgła, opowiastka o niewiedzy i ogólnym tumaństwie kapitana TU-154.

Całą historię, wpychającą winę w brzuch polskich pilotów, mającą na celu rozwiązanie 36 pułku – aby pułk nie zaczął gadać, czego nie trzeba – „odczarowywano” w miarę potrzeb i tzw. „pomysłów”, w myśl zasady – co komu przyszło do głowy.

Joński chyba nie rozumie pisanego, więc go tam nie odsyłam, ale jeśli ktoś się nie doczytał: moskiewskie symulatory, na których mieli ćwiczyć ( raz w roku, kilka godzin) pilotujący TU-154, pasowały już do nowego wyposażenia „tutki” jak pięść do nosa.

 Klich – tak, czy siak - nie dawał na to ani zgody ani kasy, choć  dowództwo pułku było „nie od tego”, uważając, że jednak rosyjscy instruktorzy mają mnóstwo przydatnej wiedzy o tym samolocie.

Klich mówił „nie”, zwłaszcza że miały zostać zakupione embraery. Nota bene – Prostasiuk już został na nich przeszkolony.

Za to „mówienie nie”, przynajmniej formalnie, Klich  poleciał  ze stanowiska, przy czym Tusk zaznaczył, iż nigdy nie uzna go za winnego katastrofy.

Jasne, winni zostali wyznaczeni kilka minut po katastrofie: to samobójcza załoga, ponaglana przez pijanego generała Błasika…

Wracając do rzeczy:  załogi jednak trenowały, ale odbywało się to na zasadzie „rozpoznania bojem” – czyli po prostu ćwiczyły, co trzeba, na samych TU. Z samej teorii i rutyny „wyżyć się nie da”. Trzeba ćwiczyć, bez względu na frajerów, których czart zsyła w postaci psychiatrów, czy innych ginekologów, dając im moc decyzyjną.

Nie ma już ani kapitana Protasiuka, nie ma załogi, tamtego pułku, ani… embraerów…  Klich też gdzieś zniknął.

Więc mam propozycję: niech wtórni analfabeci w rodzaju Jońskiego przestaną powtarzać wyssane z brudnego palca, zwanego raportem końcowym – bzdury.

Wstyd.

 

Wiem, że nie otwieracie linków, ale ten pierwszy – to fascynująca rozmowa z generałem Petelickim, który zapłacił za to cenę najwyższą. Otwórzcie, proszę.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,48996,title,Tusk-klamal-od-dnia-katastrofy,wid,13313904,wiadomosc.html

http://wpolityce.pl/smolensk/233440-uprawnienia-o-czym-zapomniala-komisja-millera

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/piloci-z-36-pulku-bez-licencji-pisalem-do-mon-przegralem/q2lzd

 

 

 

 

 

 

 

 

 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka