mona mona
937
BLOG

A` la long

mona mona Polityka Obserwuj notkę 11

Ma być o kampanii, w koło Macieju, tylko dzisiejszym świtem coś się zdarzyło – i naszło mnie myślenie.

Mianowicie rano usłyszałam w radiu „Alika” Smolara, który nie jest miłością mojego życia, ale którego uważam za faceta rozgarniętego. Oczywiście trwa kampania,  Smolar musi „ważyć słowa”, na co biorę poprawkę, jednak zżera mnie ciekawość – co naprawdę taki facet myśli? Bo jednak tej stronie się wali. Mają świadomość, że solennie sobie na to zapracowali?

Zdaniem Smolara SLD, która ewidentnie zjeżdża do stępki i znajduje się obecnie w okolicach dennika ( to taki cusik tuż nad stępką) jest winą głównie Magdaleny Ogórek.

Coś w tym jest, ale dalece nie wszystko. A co do tego ma Smolar? Tak, czy siak, to jego środowisko (no, szeroko pojęte…) wymyśliło dla Polski „niewidzialną rękę rynku”, która miała trzymać czarodziejską różdżkę: pomacha się różdżką i można spać spokojnie. Samo się zrobi.

Nie zrobiło się. Już pominąwszy, że Polska była na to kompletnie nieprzygotowana, Miller, w umizgach do tzw. Salonu i serwowanej przez niego teorii „niewidzialnej ręki” ( a nie - śmiem twierdzić - na skutek afer), przerżnął wybory, choć o Magdalenie Ogórek nikomu się jeszcze nie śniło:  spokojnie nabywała wiedzę, robiąc to zresztą skutecznie. I nie od długości jej kiecek z La Mania zależy los partii.

Trochę prawdy w tym jednak jest: jeśli ma się do dyspozycji Włodzimierza Czarzastego, a wystawia się spadłą z Księżyca panią Ogórek…  Jest to oczywiście echo „afery Rywina”, echo znane z porzekadła o złodzieju i gorejącej czapce: wszyscy zainteresowani mają pod kopułą archaiczną już rozgrywkę między Michnikiem a rządem Millera, który śmiał nie dać Michnikowi tego, czego „Agora” gwałtownie  pragnęła.

Dla mnie była to pierwsza z licznych spraw, w których „Michnik zawsze  wygrywa”, co samo w sobie mogłoby się już stać porzekadłem ludowym, jako historycznym  świadectwie pewnej epoki.

No, walnie dopomógł mu Nałęcz, który tak wyginał się w lansadach na sam widok Wandy Rapaczyńskiej, że samo nasuwało się pamiętne „Jak ślicznie, lekko tańczysz pan”. Zwłaszcza teraz,  kiedy słowo stało się ciałem, a Nałęcz konsumuje urobek.

Igrzyska były wprawdzie przednie, ale wyborca nasz powszechny do dziś nie ma pojęcia, o co konkretnie w tym wszystkim biegało ( jakie „lub czasopisma”?),  a wspomnianemu Czarzastemu nikt nie postawił żadnych zarzutów. Ale „na złodzieju”… wiadomo. No, to tyle o ewentualnościach.

Prawda jest taka: partia, mająca na sztandarach lewicową wrażliwość społeczną, zagapiona na mędrców z Czerskiej i ich „wolnorynkowe” pomysły, zaczęła głosić, że nie ma już o co walczyć. To była ta sama partia, której przewodniczący obiecywał w swojej kampanii, że „nie będzie już ludzi grzebiących w śmietnikach” – czyli był świadomy ich istnienia. Było o co walczyć – i jest nadal. Bo ci ludzie wciąż są, choć słowo „proletariat” wyszło z użycia, jako źle się kojarzące. Zostali jako bezimienni, o których prawa lewica z natury rzeczy powinna walczyć – ale jakby zapomniała.

Polska porozbiorowa, „rzucając serce za przeszkody”, wybudowała COP, Gdynię i wengi, wengi wielkiego przemysłu, Polska postkomunistyczna wywaliła to wszystko na śmietnik, przy poparciu ludzi lewicy, głoszących teraz idiotyczne hasła: LGBT, in vitro, skrobanki, psychiczne problemy Grodzkiej, „wolność, równość, braterstwo”.

I to jest clou wieczoru, zanim ktoś zgasi światło.

Dobra, ich zmartwienie. Tyle, że wszystko się pokiełbasiło, a już zwłaszcza w tej kampanii.

Już nie wiadomo, kto jest kim. „Kampania pogardy i nienawiści” skutecznie zaszczepiła idiotyczne pojęcia o strasznym Kaczafim ( swoją szosą – tę dowcipną ksywkę wymyślili tzw. przyzwoici dziennikarze…) , po czym jej autor zwiał do Vaterlandu przy pierwszej okazji. Posag na tę okoliczność zbierał od dawna, niszcząc polski przemysł na benefis niemieckiego, przy poparciu ludzi lewicy.

Lewica wyznaczyła sobie nowe cele, których symbolicznym  „pomnikiem” jest ta, taka więcej prześliczna instalacja przy Palcu Zbawiciela, tak ukochana przez lud, iż trzeba intensywnie pilnować dzień i noc przed jej miłośnikami.

Myśl społeczną przejęło PiS, które na sztandarach ma właściwie sprawiedliwość, praworządność i patriotyzm, a hasła lewicowe - teoretycznie jakby znacznie mniej… Szanowni wyborcy coś z tego wyłapują, ale… PiS to jednak ten straszny Kaczafi,  ten straszny Ziobro, ta ich ABW, która uparła się łapać „wolnorynkowych” złodziei… Nic to, że mimo ośmioletnich,  starań nie dało się nikomu postawić zarzutów – więc w sposób dość rozpaczliwy „rozgrzany sędzia” usiłuje wsadzić łapacza złodziei, Mariusza Kamińskiego. Ziarno zostało zasiane. Czas jest kampanijny, wiadomo, kiedy kolejny sąd odeśle wyrok do lamusa – będzie po wyborach.

A po sejmie paraduje Andrzej Gąsiorowski, wciąż ścigany listem gończym.

Miłość ludu do reprezentanta Majestatu Rzeczpospolitej widać gołym okiem, nawet jeśli tej miłości intensywnie pomagają korwinowcy. Bo innych „sympatyków”, którzy mogliby pogonić korwinowców – jakoś nie widać… A prezydent strasznie się cieszy, że na jednym ze spotkań widziano PiS-owca, który na pewno jest wszystkiemu winien. Obrazek z „szalejącym PiSowcem” można obejrzeć tu:

 http://www.tvp.info/19700048/bojowki-koalicji-piskorwin-na-spotkaniach-z-prezydentem-sztab-komorowskiego-oburzony

Cała reszta planktonu jeszcze dzielnie walczy, w końcu następne wybory za pasem. Trzeba przynajmniej się pokazać.

A mnie od tego wszystkiego głowa boli. Szczególnie kiedy patrzę na niemrawość PiS, które nie może się zdecydować, czego właściwie chce. Konkretnie – kogo reprezentuje, do kogo, do jakiej grupy wyborców adresuje swoją wyborczą misję – bo to ma być misja.

Bardzo chcę, żeby Andrzej Duda wygrał, ale mam wrażenie, że niesie go fala zniechęcenia do PO. „Lepszy rydz, niż nic”, ale… nie będzie masowych protestów, jeśli kolejne wybory zostaną sfałszowane.

 Ma ktoś wątpliwości, że usiłowania będą? Proszę bardzo – jest taka strona www.pkw.gov.pl, na której wciąż nie ma wyników z CAŁEGO  mazowieckiego. Na palcach już można było policzyć, więc skandal musi być niewyobrażalny, jeśli wciąż się tych wyników boją.

I co? Kto o tym słyszał? Bo przecież wybory są rozstrzygnięte tylko teoretycznie!

Sztab Dudy kombinuje jak przysłowiowy „koń pod górę”: ani to jest kampania lewicowa ( choć troszkę urwać przegranej  lewicy bardzo by się przydało).  Ani zbyt prawicowa – bo to się jednak źle kojarzy. Kampania jest „anty”, ale to czysty populizm: kto nie jest przeciw temu, co się w Polsce wyprawia?

Nikomu nie przychodzi do głowy, że kampania PiS powinna być po prostu patriotyczna, ze wszystkimi aspektami takiego przedsięwzięcia, bo samo gadanie stanowczo nie wystarcza.

 Nie wiedzą – jak to zrobić? Wystarczy poczytać i pogłówkować, jak by to zrobiono w II Rzeczpospolitej.

Bo miotanie się między Senyszyn a  o. Rydzkiem nie załatwi żadnej sprawy do końca.

Cud boski, że Jarosław Kaczyński nie wystraszył się konsekwencji i otwarcie – na ostatnich uroczystościach rocznicowych – podziękował Macierewiczowi za działanie w sprawie smoleńskiej! I odważył się wspomnieć o  o. Rydzyku właśnie! Miało to podobno spowodować trzęsienie ziemi, ale jakoś nie spowodowało.

 Jeden Kaczyński, który się nie boi…

Nawet głupcy rozumieją już, że w Smoleńsku został honor Rzeczpospolitej, że to państwo, które tak jawnie stchórzyło, sprzedając ze strachu śmierć elity Narodu, nie jest warte szacunku – więc nikt go już nie szanuje, jeśli nawet wprost nim nie gardzi. Można po nim jeździć, jak po łysej kobyle, można przypisywać mu niemieckie zbrodnie – bo państwo na kolanach to żadne państwo.

Czego przykładem było przemówienie wygłoszone przez uczestnika sobotniego „marszu frankowiczów”, który nie miał oporów, żeby wytłumaczyć „matce narodu”, że całym jej dorobkiem jest metr skrwawionej, smoleńskiej ziemi.

Patrzcie państwo – a „frankowicze” uchodzą za  lemingi, w każdym razie w przeważającej części! Bardzo mi się podobała ich obietnica o podziękowaniu przy urnie. To niesie nadzieję, że zachłyśnięta Tuskiem część społeczeństwa wreszcie zrozumiała, co należy: są fellachami, których los sprzedawany jest za indywidualne kariery i eurosrebrniki.

Może jeszcze dygresja: zawsze będę głosować na PiS, ale Bóg mi świadkiem – w życiu nie rozumiałam ( i dotąd nikt mi nie wytłumaczył), dlaczego PiS pozbył się na przykład Elżbiety Jakubiak, zwłaszcza, że działo się to w kontekście wyborów. Wszystkiego na Kluzicę nie da się zgonić.

Teraz rozumiem więcej: kiepska, „letnia” kampania – to żadna kampania, a to się nieustająco przydarza PiSowi, po dzień dzisiejszy.

Wygrywa ten, który bardziej chce wygrać. Jeszcze nie lecę zapalić dziękczynnej świecy wotywnej.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka