mona mona
744
BLOG

Ja, babozwierz kanapowy

mona mona Polityka Obserwuj notkę 9

Otóż ja, jako tytułowy babozwierz kanapowy, przy całej radości z wygranej, z jeszcze większej  z dokopania durniom, którzy uznali się za kolejnych  właścicieli Polski, jednak mam za złe. Jak to zwykle babozwierze.

Pisałam w wielu komentarzach, że  r a c z e j  wygramy te wybory…  no, dobra, jeden koment, dla przykładu: 09.05.2015 00:00@Animela. Duda raczej wygra w II turze, ale pozostaję przy swoim zdaniu - PiS nie potrafi zrobić kampanii.

Chyba by mi jęzor skiełczał a klawiatura stanęła dęba,  gdybym coś zarzuciła prezydentowi – elektowi, który orał jak wół, co mu zresztą, jak słychać, nie przeszło. No i wygrał, „rzucając serce za przeszkodę”. Trochę mi szkoda tego serca.

 „Myślenie ma  przyszłość” – jak się gadało w STS-sie. A przed nami kolejne wybory.

Jeden rzut oka na mapę pokazuje jasno to, co już stało się przedmiotem wielu analiz: wszędzie tam, gdzie mieszkają zabużanie, dostajemy w kuchnię. Moim zdaniem nie jest to czysty przypadek, tylko głupia polityka wszystkich rządów postkomunistycznych.

Co tym ludziom dał Balcerowicz? Co dała Platforma? Oni nie głosują „za”, tylko „przeciw”, bo są to ludzie, o których Polska zapomniała.

Pozwolę sobie trochę ponudzić.

Wyobraźcie sobie siebie na miejscu zabużan, mieszkańców nadgranicznych województw.

Jesteście doceniani, fetowani, żadna większa gala nie może się bez was obejść. Psy wiesza się po „tamtych od Andersa”, choć wy wiecie, że to jest niesprawiedliwe, a nawet was to pewnie boli. Tam też byli wasi, czasem z tego samego łagru, czy  syberyjskiego kołchozu. Rozumiecie gorycz tych spod Monte Cassino, którzy nie mieli ani dokąd, ani po co wracać. Jednak  nic na to nie możecie poradzić. Wy mieliście swoją szaloną, straszną bitwę pod Lenino, wyzwoliliście jednak tę Polskę. zdobyliście Berlin, ale – tak samo, jak tamci - nie mogliście wrócić do domu, choć wróciliście do Polski.

Możecie westchnąć nad ich losem, ale wy tu przerabialiście własny, powojenny polski los: najpierw byliście sławnymi zwycięzcami, sławnymi pionierami na Ziemiach Odzyskanych, ale zaraz potem – często „kułakami”, lądującymi w więzieniu. Jednak wydaje się, że Polska o was pamięta, przynajmniej jako o koniecznej „paprotce”. Że nie o wszystkich? Trudno, wszyscy nie zmieszczą się na trybunach.

Ale najbardziej przerabiacie los wygnańców. Jedyne, co macie w zamian – to szacunek dla wojennej przeszłości, na którym zbudowaliście jakąś wspólnotę. Przede wszystkim – jednak wojskową: to na waszych ziemiach jest najwięcej jednostek, a wasze rodziny są w ogromnej większości związane z wojskiem, zawodowo, rodzinnie, emocjonalnie.

Ale także zbudowaliście wspólnotę społeczną, ekumeniczną, bo tak było u was zawsze, w każdym razie opartą na tym, że ta ziemia wam się należy, choć słodsza i bardziej kochana była tamta, z grobami dziadów, z krzywą gruszą na miedzy, z chałupą krytą strzechą. Przez kilkadziesiąt lat większość nie dostała obiecanych rekompensat za pozostawione mienie, ale byliście przynajmniej doceniani!

Banały? Dla mnie nie. Mnie wypadł tułaczy los,  ale wciąż tęsknię do domu, w którym się urodziłam. Pamiętam każde drzewo w sadzie… Mogę to sobie wyobrazić: mam inny dom, może piękniejszy, wygodniejszy, ale ani razu nie przejechałam obok tamtego bez uczucia żalu, że już do mnie nie należy.

I nagle, jednego dnia – jak ręką uciął. Znikacie jak sen złoty! Nikt już o was nie pamięta! Ważni stają się nagle tamci od Andersa, jakby to była wasza wina, że spóźniliście się do Buzułuku, czy innego rejonu formowania. Przecież chcieliście, bardzo chcieliście, chorzy, wycieńczeni na tej nieludzkiej Ziemi, dotrzeć do polskiej armii, do swoich, do wszystkiego, co było wtedy Polską!

 To los rzucił wam pod nogi wszystkie możliwe kłody – aż było za późno: Stalin przerwał rekrutację i Armia przekroczyła granice. 

Ta Druga Armia, do której wstąpiliście, też była polska, choć bez orzełka z koroną. Inne wypadły wam wojennne szlaki, ale żołnierski los był taki sam.

Właściwie nie było sensu zazdrościć Armii Andersa, z tytułu jej nowiutkiej ważności: tak samo szybko o nich zapomniano, jak o was. Tyle tylko, że tamtym zaczynało się przynajmniej współczuć, a wy…

Wy zostaliście pozbawieni nimbu wyzwolicieli. Tak, jakby ktoś was pytał o zgodę na to, co przyszło w ślad za wami, jakby was co najmniej ominął zwykły, powojenny polski los. Jakby ten los był waszą winą! Zburzono wasze pomniki bo zawsze figurował na nich krasnoarmiejec. Nie jest żadną pociechą, że tamci od Andersa nigdy nie mieli pomników.

Nie wymyślam tego. Bywam na Dolnym Śląsku, pominąwszy już, że długo mieszkałam we Wrocławiu, ówczesnym tyglu kultur. Wiem, jak ciężko szły procesy integracyjne, jak bardzo ludzie  płakali „po Krużewnikach”, obojętne czy nazywały się Serebryszczcze, Wilno, Kurdwanówka, Troki,  Buczacz czy Lwów.

My, Polacy, jesteśmy niereformowalni. Patrzymy jak Rosja zbudowała na tym jednym, wojenno - gierojskim poletku patriotyzm i siłę przetrwania. Widzimy tych – dla nas arcyśmiesznych - staruszków, udekorowanych kolorowymi blaszkami po same  – powiedzmy – kieszenie. Dla nich, dla Rosjan - nie są śmieszni. Są bohaterami!

 A nasi zabużanie myślą: „Murzyn zrobił swoje…” – i głosują na tych, którzy są dla nich mniej ortodoksyjni.

Róbmy tak dalej.

Patrzyliśmy, od czego zaczął zaciekle antyreligijny Gorbaczow, a jeśli nie widzieliśmy – zaczął mianowicie od reanimacji cerkwi. Co pozwoliło na wielkie obchody tysiąclecia chrztu Rusi.

Pamięta ktoś jeszcze, w którym roku był chrzest Polski?

Niemcy piszą ( jak Angela do prezydenta - elekta) o strasznych, niemieckich zbrodniach, drugą rączką zaś opędzają się od tych win, jak diabeł od święconej wody, usiłując- co najmniej – podzielić się nimi. Najchętniej z nami.

Patrzymy na to wszystko – ale nie wyciągamy wniosków.  Jeszcze bardziej, niż reakcji na oblicze Macierewicza boimy się reakcji na związki z Kościołem, obojętne – łagiewnickim, czy toruńskim. Boimy się gęby oszołomów, moherów, katoli. Jeden Jarosław Kaczyński, który ewidentnie wyciąga Macierewicza na światło dzienne i wprost domaga się uznania dla niego – wiosny nie czyni.

I co? Pomogło? Przestali nas stroić w te maski? Aż pojawia się książka Rotha, a niemiecka prokuratura okazuje się jakby mniej strachliwa: nie boi się „obciachu”.

Osobiście nie mam zresztą nic przeciwko masce katola, choć często piszę, że byle czym Panu Bogu głowy nie zawracam. Ale nie mam żadnego powodu do wstydu. No, chyba, że za niektórych hierarchów. Bo mój Kościół potrafi wznieść się „nad poziomy” wtedy, kiedy jest to potrzebne. Dlaczego mam się wyprzeć kardynała Wyszyńskiego, księdza Popiełuszki, Jana Pawła II, nad trumną którego przedstawiciele całego świata krzyczeli „santo subito”?

A niechby zagrały nam „wszystkie srebrne dzwony!” Od tego w końcu są.

Nie zagrają? Zagrają na pewno! Wierni już wykrzyczeli w twarz pewnemu księciu Kościoła – „Chcemy prawdy!”. Wystarczy, że tego zażądamy.

Na litość, szanujmy się! Szanujmy tych, którym jesteśmy coś jednak winni. Oddajmy „Bogu, co boskie, cesarzowi – co cesarskie”.

Przypomnijmy sobie o zasługach, oddanych Polsce. Przestańmy bać się wreszcie tych, którzy nas stroili w maski oszołoma, bo gołym okiem widać ich nędzę moralną, ich zakłamanie, pazerność, kompletny brak poczucia przynależności do narodu.

To oni, dla własnych, paskudnych celów, z uporem maniaka dzielili nas na dwa wrogie plemiona, wyłącznie po to, aby na czele naszego „folwarku” wygodnie rozsiadł się Napoleon,  u podnóżka tronu zasiedli Squealer z Minimusem, a ich psy szczekały usłużnie na wszystkie nasze wartości.

Konkludując  – szanujmy tych, którym coś zawdzięczamy i nie wstydźmy się tego, w co wierzymy.

Inaczej znów będzie trzeba „rzucać serce za przeszkodę”, a to może nie wystarczyć, żeby Polska, cała Polska, wstała z kolan – i zajęła należne Jej miejsce w Europie.

 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka