Naprawdę czekam z niecierpliwością na ten poniedziałkowy pojedynek. Nie mogę powiedzieć, że „z drżeniem serca”, bo wszystko, co kandydatki maja do powiedzenia – już powiedziały. Oczywiście mam w pamięci niespodziewankę, urządzoną podczas pamiętnej debaty Tusk – Kaczyński, z udziałem hajlujacej hołoty, czyli – podobno – kiboli „Lechii”. Która to hołota z czasem wygwizdywała dawnego idola, kiedy pojawił się na stadionie.
Ale to było dawno.
Chociaż… „Misiu” potrafi być dowcipny, więc – kto wie… Tamtą pamiętną formułę zaaprobował Andrzej Urbański, „z krwi i kości” człowiek Lecha Kaczyńskiego, szef TV – i osobiście widziałam, jak serdecznie, z poklepywaniem, odprowadzał Tuska do podium. Nigdy mu tego nie zapomnę, choć często go podziwiam.
Tak więc mniej mi chodzi o uczestniczki, znacznie bardziej o prowadzących. Ten serwis – Gugała, Pochanke, Kraśko - jest szeroko znany, wiemy, co o nich myśleć. Nie wiemy, czemu PiS godzi się na taki skład.
Zaryzykuję twierdzenie, że tym razem ból głowy jest nie tyle po stronie PiS, ile – po stronie samych prowadzących. Nie wiem oczywiście, czy sami pchali się na tę minę, czy zostali na nią wepchnięci.
Jeśli zachodzi przypadek pierwszy – musiałabym się wyrazić na temat zdrowia psychicznego delikwentów. Jeśli ten drugi – chyba trudno im spać spokojnie, bo ten rodzaj „delegacji” może podnieść oglądalność stacji, natomiast pozostaje jednak „osoba ludzka”, czyli sam delikwent.
Czegoś się przecież po nich oczekuje!
A z drugiej strony – oczekuje na nich „ciemna strona mocy”, czyli bezlitosna bestia, zwana internetem. Bestia, z którą walczyć trudno, o ile to w ogóle jest możliwe: zanim wredny post zostanie usunięty, zostaje skopiowany stukrotnie i nie ma cudów - gdzieś wylezie.
PiS tak, czy siak, wygra wybory. Ale gdyby jakimś cudem przegrał, internet im, prowadzącym, przypisze winę za każdą szpilę, wbitą podczas debaty. Jeśli PiS wygra w cuglach – i tak staną się obiektem drwin.
Zaiste, w dzisiejszych czasach trudno zadowolić chlebodawcę! Czego jasnym przykładem są „najwierniejsi z wiernych”: Kuźniar, Knapik, czy choćby Durczok, którego mroczne tajemnice ( pytanie – dla kogo?...) zostały ujawnione akurat wtedy, kiedy przejechał się po pani premier. A przejechał się – bo z jego śląskim matecznikiem żartów nie ma i musiał, co musiał.
Niemniej – fakt pozostaje faktem: chlebodawcy potrafią okazać „wdzięczność”, kiedy w grę wchodzą interesy stacji.
Tak więc z wspomnianą niecierpliwością czekam – co też - miłego oczom i uszom widza - wydarzy podczas debaty?