mona mona
260
BLOG

Mitomania to jednostka chorobowa.

mona mona Polityka Obserwuj notkę 1

Ta kobieta jest niesamowita! Kiedy usłyszałam, jak pani premier błaga o poparcie, strasząc - ogólnie mówiąc – dobraniem się PiS do własności prywatnej nie wierzyłam własnym uszom!

Zwłaszcza  w świetle pomysłów Platformy, zmierzających do normalnego rabunku ziemi!

Już o tym pisałam, ale z wątpliwą przyjemnością powtórzę ten platformerski dinks o „prawie szlaku”, pozwalający wedrzeć się na teren prywatny każdemu, kto będzie miał kaprys. I oczywiście przewagę finansową, bo właściciel ma przecież prawo do obrony, przynajmniej teoretycznie.  A na to potrzeba kasy.

Kliknijcie po prostu, wpisując  w guglarkę „prawo szlaku” – otworzy Wam się „puszka z Pandorą”, którą firmuje poseł Raś – ale nie wyłącznie!

I nie mówcie sobie „moja chata z kraja”, czyli na Marszałkowskiej, Piotrkowskiej, czy innej Zwycięstwa, bo nie chodzi o miejsce zamieszkania, tylko o ordynarne  łamanie zasad praworządności. W końcu każdy ( no dobra, prawie każdy) gdzieś wypoczywa – i nie jest ważne, czy jest to własna „leśna chata”, czy dom rodziców, a bodaj – szwagra na wsi. Nic nie jest bezpieczne, żadna własność,  jeśli ten wredny projekt formacja Kopacz zdołałaby w porę przeprowadzić.

Rzecz polega na tym, że nie jest to wywłaszczenie z konieczności: most, linia energetyczna, autostrada. To prywatny właściciel miałby prawo wywłaszczyć, w majestacie prawa, innego prywatnego właściciela!

Oto fragment:

„Zdaniem posłów należy ustanowić tak zwane prawo szlaku polegające na powszechnym uprawnieniu do korzystania z terenów o szczególnych właściwościach, wydzielonych i wyznaczonych w postaci szlaków turystycznych, rowerowych, konnych, wodnych, tras narciarskich – biegowych i zjazdowych, ścian wspinaczkowych, punktów widokowych oraz wszelkich innych wyznaczonych szlaków służących kulturze fizycznej społeczeństwa.

Sam poseł Raś jednak unika nazywania projektu prawem szlaku. Jak mówi, może się to źle kojarzyć. Woli, gdy mówi się o służebności ustanowionej na gruncie o szczególnych walorach turystycznych.”

Czytałam ten projekt w wielu wariantach. Ostatnio mówi się tak:

„Filozofia ustawy jest następująca: musi się zebrać ponad 50 proc. udziałowców gruntu, aby rozpocząć procedurę i złożyć wniosek do gminy, na której terenie ten szlak ma być zorganizowany. Następnie rada gminy w drodze głosowania rozstrzyga, czy jest to zgodne z jej planami. Trzecim elementem zabezpieczenia własności jest decyzja sądu – bowiem gmina się zwraca, aby ten zatwierdził wniosek – wyjaśnia poseł Raś. Grunt będzie należało rozumieć szeroko – tak aby pojedynczy właściciele nie mogli wstrzymać prac nad rozwojem bazy turystycznej.”

Jakich udziałowców? Skąd się biorą  ci „udziałowcy gruntu”? Wystarczy, że znajdą małorolnego z „lasków, piasków i karasków”, który z ulgą – i pewnie za niemałe pieniądze, bo projekt jest tego wart –  kupią jego 5 ha. Do tego wystarczy całych dwóch udziałowców, „z których zbierze się 50%”,  aby przeprowadzić swoje! A sądy… dajmy spokój.

Po czym wymyślą sobie… no powiedzmy – szlak pieszy,  rowerowy, czy choćby konny. Kto im zabroni, jeśli ustawa dawałaby takie prawo? Szlak dowolnej długości, na cudzej ziemi. I wybudują przy szlaku tzw. infrastrukturę.

Według pierwszego pomysłu Rasia wójt miał być tylko stójkowym, pilnującym „przestrzegania prawa”, czyli uchwalonej już ustawy. Wszystko jest do obejścia, zwłaszcza przy zmyślności Platformy: także ostatnie zastrzeżenia, że „wywłaszczenie” może być czasowe ( zimą szlak rowerowy niepotrzebny!)  A co z wybudowaną już infrastrukturą, którą postawiono na ziemi „czasowo wywłaszczonego”? Na zimę się ją zabierze do domu?

Bo przecież nie chodzi o „użytkowanie” leśnej ścieżki, nawet z walorami krajobrazowymi! Żeby się nią przejść, przejechać rowerem, czy nawet konno – nie potrzeba żadnej ustawy! Bez ustawy też się nią chodzi, jeździ rowerem, uprawia jeździectwo.

Chodzi o to, żeby przy szlaku wybudować wszystko to, co przynosi kasę. I po to państwo, w wydaniu platformerskim, zamierzyło sobie, że wykoleguje ustawą tych, którzy z ziemi żyją – i nie zdołają się obronić.

Kłamstwa Kopacz są ogólnie znane, począwszy od tego, że „ramię w ramię z rosyjskimi lekarzami” przeprowadzała sekcję smoleńskich ofiar, słynnym przekopywanie ziemi, etc, etc.

Tym ostatnim zaskoczyła nawet mnie.  Ta kobieta jest po prostu chora, ze strachu i z nienawiści. Albo po prostu jest mitomanką, osobą uzależnioną od kłamstwa.

To się wprawdzie leczy, ale na kurację trzeba czasu.

 Więc dajmy jej ten czas!

 

 

 

 

 

 

 

 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka