mona mona
287
BLOG

O zmiennych kolejach losu

mona mona Polityka Obserwuj notkę 29

 

Świat się kręci w koło, a historia powraca, najczęściej z ironicznym uśmieszkiem. Jeśli nie z głośnym chichotem…

Coraz bardziej dochodzę do przekonania, że – w wyobrażeniu byłych rządzących i ich licznych akolitów,  „Tenkraj” działa mniej - więcej tak, jak niegdysiejsza Sparta: ONI są pełnoprawnymi obywatelami, hoplitami,  a my, „piosiory”, jesteśmy w ich wyobrażeniu czymś w rodzaju spartańskich helotów.

Koń by się uśmiał – ale ONI naprawdę tak myślą!

Rozumiem, że nie każdy tutejszy hoplita, wliczając w to tak zwanych reprezentantów narodu, słyszał o Sparcie i jej stosunkach społecznych.

No cóż, Spartiaci to nie Ateńczycy, też byli raczej niedouczeni.

Dobra,  więc – króciutko na te okoliczności przyrody: heloci  to tacy niewolnicy systemu: sprzedać ich nie było można, ponieważ należeli do państwa, ale pracowali na utrzymanie hoplitów, czyli pełnoprawnych obywateli. Mogli rodzić i płodzić dzieci, powiększając tym samym liczebność niewolników, mogli służyć w wojsku ( relacje 5 tys. hoplitów : 35 tys. helotów…), nawet – posiadać niewielki majątek, poza tym, co zostawiano im z konieczności – na przeżycie w sensie biologicznym. Jak na przykład naszym przysłowiowym kasjerkom z marketów, and im podobnemu prekariatowi. Trudne słowo, ale póki co – może jeszcze warto je przyswoić: to tacy, co tyrają od skowronka do żaby, ale do pierwszego im za cholerę nie starcza.  

No, wypisz – wymaluj „Tenkraj”, czyż nie?

Żeby było śmieszniej – helotów uczyniono z sąsiadów, wolnych  Greków, konkretnie z podbitych Messeńczyków. Historia nie mówi, jaką heloci mieli służbę zdrowia, ale nie sądzę, żeby wiele się różniła od naszej rodzimej, czyli  helockiej, nie mówi też – jakie media przewracały porządek w spartańskich   głowach , w każdym razie ten głupi porządek rzeczy utrzymywał się długo.

 „Pisiorów” wprawdzie militarnie nie podbito, ale mentalnie  - usiłowano długo i niecierpliwie, metodą na Ciemnogród i moherowy berecik, przekształcić ich w helotów. Tym sposobem obywatelem, nieskazitelnym rycerskim hoplitą okazywał się Andrzejek Hadacz, etatowy prezydencki łobuz, w przeciwieństwie do wielu naukowców, choćby z Konferencji Smoleńskich.

Kłopot z tą sistiemą był zasadniczy: dumna, rycerska Sparta, co to „z tarczą, albo na niej” ( jejku, poszukajcie sobie!) rozpaczliwie trzęsła portami z powodu tych ichnich „pisiorów”. Spać po nocach nie mogła  na samą myśl o buncie helotów, obojętne: było jakieś realne zagrożenie, czy nie było. Spartańscy rycerze panicznie bali się długich wypraw wojennych – bo „a nuż coś się zdarzy”?

Krakali, krakali, porty im latały, aż im się wreszcie zdarzyło – i wywróciło cały system do góry nogami.

W „Tymkraju” nastąpiło podobnego: nieszczęście naszych hoplitów polega na tym, że tamci heloci  nie mieli prawa głosu, a tutejsi – owszem, mają. No i pewnego razu uparli się, dopilnowali wyborów, po czym wygrali je w abcugach.

Wrzask bił ( i bić nie przestał) pod Niebiosa, którym chyba słuchać hadko, bo jakoby przywróciły rozum  w mieście Brukseli, która zresztą ma ostatnio znacznie ciekawsze zajęcia: już nie tyle chodzi o deliberacje nad  długością płomienia świecy, ile o napaści na kobiety tamtejszych hoplitów, których  jakoś nie kwapią się bronić, bo - jak głosi Internet – zajęci są myśleniem nad praworządnością w Polsce.

No, cóż – sami sobie zaimportowali większą liczbę kandydatów na helotów, tyle że o innej karnacji. O obyczajach nie pomyśleli, z powodu wyżej zapodanego zmartwienia, niezależnie od matolstwa.

U nas – wciąż po staremu.

Wczoraj wysłuchałam „Debaty dnia” w radiowej „jedynce”, oczywiście na wiodący temat ustawy medialnej. Powiedzmy tak: to, co wygaduje Sygut, czyli opowiastki o tym, jak bardzo telewizja ukochała prezydenta, oraz  jak często pokazywała sprawozdania z wizyt zagranicznych, etc.  można włożyć od razu między ewidentne, paskudne kłamstwa i więcej się tym nie zajmować.

Znacznie bardziej zainteresowało mnie to, co mówiła Janina Jankowska, jak zawsze pełna dobrej woli, co piszę bez cienia ironii: po prostu wierzę w tę dobrą wolę, choć pani Janinie czasem wystrzeli się ze ślepaka. Tym razem też się wystrzeliło: pani Janina wyraziła obawę, że „mediami narodowymi” będzie można… rzygać. Przez poprawkę werbalną, wprowadzoną głosem prowadzącego (Szubartowicza) zgodzono się na formę „wycierać gębę”. Narodem, jak rozumiem.

Dobra, pomińmy tę wpadkę. Najkrócej mówiąc – chodziło głównie o to, że w sprawie zmian w mediach powinna się odbyć gremialna burza mózgów, jakiś thing- thank, złożony z wszelkiej maści fachowców.

Jakby tu wytłumaczyć pani Janinie… Nie mam wątpliwości, że pomysł dobry, z jednym zastrzeżeniem: z samego założenia do tejże burzy mózgów i tak nie dopuszczono by heloty. A jeśli już – to wyłącznie w charakterze paprotki, lub odgromnika wyrazu uczuć oburzonych hoplitów.

To tak, jak - toutes proportions gardées - z Gandhim: wiele poświęcił dla obrony praw „nietykalnych”, ale… cichutko przyznawał, iż jednak wątroba mu się przewraca na samą myśl o wcieleniu tego pomysłu, czyli o bliskim spotkaniu z takowym.

 

Myślę, że u nas działa to podobnie: demokracja demokracją, ale ci, którym ewidentnie słoma z lakierek sterczy, muszą na duś szukać czegoś głupszego, bądź gorszego. Od kogoś muszą być ładniejsi. Inaczej nie ma uzasadnienia dla faktu, że przecież ONI muszą trzymać lejce, niezależnie od tego, że suweren pokazał im,  którędy się wychodzi.

 

Chyba  jako pierwszy pojął rzecz – o dziwo – Trybunał, w osobie Prezesa. Ale „skoro jeżeli” pojął – nie będziemy się nad nim znęcać.

 

 

 

http://www.polskieradio.pl/7/1691/Artykul/1567083,Popoludnie-z-Jedynka-07012016-cz-2-1614

 

 

 

 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka