Oglądam obrazki z obchodów ku czci „Żołnierzy Wyklętych” I i zastanawiam się: za jaką Polskę oni walczyli? Co im się marzyło?
Jasne, że mieli jakieś marzenia, ale pierwszym – i tu gotowa jestem się założyć - było nadejście dnia, w którym rzucą cholerny karabin na stos innych i zaczną wreszcie normalnie żyć, w świecie wolnym od Niemców, Czerwonej Zarazy, ale przede wszystkim – świecie nareszcie spokojnym, pełnym łaskawych, kochających kobiet, dzieci, które już przyszły, albo kiedyś miały się urodzić.
Ile to już pokoleń myślało tymi słowami ( które Żeromski przytoczył trochę niedokładnie, ale co tam!):
I kiedyż uczynim, swobodni oracze,
Lemiesze z pałaszy skrwawionych?
Ach! kiedyż na ziemi już nikt nie zapłacze,
Prócz rosy pól naszych zielonych!
Autor , Mieczysław Romanowski, powstaniec styczniowy, „nie uczynił” tego nigdy. Zginął tak samo, jak ginęli nasi współcześni „Wyklęci”: w boju zupełnie beznadziejnym, z góry przegranym. Jak wielu przed nim – i po nim. Jak to w Polsce, wciąż na nowo walczącej, podnoszącej się z niewoli i pożogi. No, cóż, „Polska to nienormalność”, cytując klasyka.
A inni? Ci, co nie zginęli?
Aż głupio pytać: oczywiście jedni w kajdanach na Sybir, drudzy – do ubeckich katowni. O ilu z nich nie wiemy nic, bo nikt nas nie nauczył?
To tyle „czytanki”. No, może jeszcze jedno: wzdłuż mojego płotu przebiega granica, niegdyś krzyżacka, potem mazowiecka Masława, a ten teren w ogóle jest szczególnym miejscem na „deptaku narodów”, jakim jest Polska. Wraże wojska chadzały różnymi drogami, ale moimi – niemal wszystkie. Czasem boję się wejść „na orane”, bo Bóg jeden wie, co może wygrzebać z ziemi ten lemiesz z wiersza Romanowskiego, który w końcu został przekuty – z oręża.
Pytanie jest takie: czy komuś, a już zwłaszcza „Wyklętym” , bodaj w najgorszym ze snów przyśniło się, że dziś znowu ktoś będzie nawoływał do wojny domowej?
Całe to zamieszanie z Wałęsą traktuję z lekkim przymrużeniem oka. Tak, wiem: ważne jest, czy III Rzeczpospolita została zbudowana na kłamstwie. To znaczy – ważne są dowody, bo przecież wątpliwości nie mamy.
Czy to, co zostało patetycznie nazwane „wolną Polską” po Okrągłym Stole jest dalszym ciągiem kłamstwa, ogłupiania narodu? Raczej tak: po kraju naprawdę wolnym nie lata bezkarny „weekendowy samobójca”. Na marginesie – już ks. Popiełuszko został zamordowany w „piąteczek”… Przesąd jakiś, czy może jednak nie?
W naprawdę wolnym kraju afery nie są rozpaczliwie, a konsekwentnie zamiatane pod dywan, ekscelencje z kręgów rządowych nie wyrażają się o państwie w kwiecistym stylu, „z płota rodem” , służby ścigają złodziei, a nie tych, którzy chcą ich zamknąć – i to dla złodziei są sądy.
Można tak – w koło Macieju.
Jednak Wałęsa – były „Bolek”, a Wałęsa nawołujący do wojny domowej – to już zupełnie coś innego. Na własne uszy słyszałam – że tak, oczywiście, ale moje uszy mogą być zawodne. Więc – proszę bardzo: Lech Wałęsa w "Die Welt": Wojna domowa? Stanę na czele!
No, na strajk w Stoczni został zapisany jako 26-ty, jednak zdążył – i stanął na czele. Taką miał rolę, ale to już przeszłość.
Z jednej strony bardzo dobrze, że głupota Wałęsy sięgnęła dna: może czytelnicy „Die Welt” zrozumieją, jaką mamy w Polsce sytuację, może oni – a wśród nich niemieckie ekscelencje – zastanowią się, czy wojna domowa w Polsce to dla nich na pewno dobry interes, zwłaszcza na niepewne czasy.
Lech Wałęsa na żadnym czele nie stanie, jednak bezmyślnie „daje twarz” tym, którzy jeszcze w to oblicze wierzą. On sam plecie jak Piekarski na mękach, jednak fakt, że uchodzi mu to bezkarnie – budzi mój niepokój.
Ten bezmyślny tłum, który za prowodyra ma dziwacznego dziecioroba – alimenciarza, zostawiającego troskę o czworo dzieci swoim kobietom, rzucającego robotę, aby mieć czas na uliczne awantury, ten tłum już jest ewidentnie podpuszczany do zajść o większym, niż dotychczas, kalibrze.
Czytam notkę, na „salonie” zresztą, niejakiego Bufona, któremu nie chciałabym robić reklamy – ale cóż, skoro Bufon to pisze wprost, mniej więcej tak: „Nieważne – kto podniesie pierwszy kamień, Wy będziecie winni! Na Was spadnie krew!”
Z reguły nie wchodzę na blogi oszołomów ( ta krew była w tytule, co mnie zaintrygowało), ale na kolejny taki numer natrafiłam w oszołomskich komentarzach: „niedługo będziesz kule liczyć!” Na ulicach – żeby nie było wątpliwości.
Śmiejemy się z Kijowskiego, śmiejemy się z „Bolka”, jednak - w pakiecie z oszołomami i wypowiedzią Schetyny o milionie ludzi, który wyprowadzi na ulicę – rzecz przestaje być śmieszna. Nienawiść, którą widzimy na twarzach starych ludzi z manifestacji KOD-u, podszyta jest strachem: oni nie wyglądają na nędzarzy, o których los zapomniał. I nie głodowa rozpacz wyprowadza ich na ulice.
Śmiem twierdzić, że są to ci, o których moje pokolenie, nie mające zresztą pojęcia o wojnie domowej 1945- 1947, śpiewało piosenki na ludową nutę - ” to chłopcy – kabewiacy, co rozpalają krew”. I ich ubolscy następcy. Może i rozpalali, ale chyba bardziej przelewali, krew „Żołnierzy Wyklętych”.
I nie chodzi im o ustrój, tylko o ograniczenie ubolskich emerytur, za które znowu gotowi są przelewać tę krew. Myślę, że znów niekoniecznie własną.
Mamy jakąś gwarancję, że któryś z tych starszych panów nie będzie tym, który podniesie pierwszy kamień? Mamy gwarancję, że nie będzie to nawet któryś z naszych „salonowych” oszołomów? A kim właściwie są inni ludzie, znacznie młodsi, którzy przypinają dzieciom plakietki „Jestem TW Bolek”? Czemu uważają brudne donosy na ubecję za szczyt patriotyzmu, a wojnę domową za szczyt szczęścia dla swoich dzieci?
„Głupców nie sieją, sami się rodzą” , ale też głupcy nie muszą sobie zdawać sprawy z następstw własnych działań. Nie jestem specjalnie strachliwa, jednak podejrzliwym okiem patrzę nawet na niektóre „Dziunie” od Petru: one są głęboko przekonane o istnieniu tajnego planu, w myśl którego wszystkie działania Prawa i Sprawiedliwości podporządkowane są jednemu: zemście za Smoleńsk i wyniesieniu na pomniki Lecha Kaczyńskiego.
To przecież wyraźnie oświadczyła Joanna Scheuring – Wielgus w „Kawie na ławę”. Zabawne było jej zdumienie, że nawet najwięksi pyskacze spuścili na to dictum litościwą zasłonę milczenia.
Wolność zgromadzeń nie powinna się przeradzać w spektakle nienawiści. Od tego jest prawo. Ludzie KOD-u zmieniają hasła jak rękawiczki, nie mają planu, nie mają żadnych postulatów, są tylko „przeciw”. Nie da się z nimi rozmawiać – bo o czym?
Te demonstracje są organizowane z myślą, że kiedyś ten kamień, który „podniesie nie wiadomo kto” – zostanie jednak podniesiony, krew zostanie przelana – i spadnie na „wasze głowy”.
Cieszę się, że nikt nie zapytał „Żołnierzy Wyklętych” – co myślą o nowej wojnie domowej. To ich święto, na które czekali całe życie, w które już przestali wierzyć – i niech przebiega w spokoju.
Ale to pytanie wisi w powietrzu – i nie są rozsądni ci, którzy je lekceważą.
http://www.dw.com/pl/lech-wa%C5%82%C4%99sa-w-die-welt-wojna-domowa-stan%C4%99-na-czele/a-19085985