mona mona
439
BLOG

Chyba coś mi się stało?

mona mona Polityka Obserwuj notkę 30

Stało mi się coś dziwnego, więc śpieszę się podzielić z szanownymi.
Przez wszystkie lata "przemysłu pogardy" reagowałam  jak Bóg przykazał: złościłam się zarówno na "kopanie w klatkę" - bo to była również moja klatka, jak na wszystkie kłamstwa, odwracanie przysłowiowego kota przysłowiowym ogonem, na wszystkie nadęte bzdury, wygłaszane przez parszywe media.
Crookes media skasowałam w moim salonie już dawno, ostrym zakazem pod sankcją topora. Jak kto musi niezdrowo się podniecać,  wędruje w inne domowe okolice, skąd głos nie dolatuje. Jednak cudów nie ma, w najprzyzwoitszych audycjach wciąż pojawiają się zawodowi kłamcy. Niezależnie od tego, że mój dyrektor pilota musi wiedzieć "co szepcze wróg" (no, raczej - co krzyczy...), więc bywa, że nie chce mu się ruszyć sempiterny z wygodnej kanapy. I ukradkiem włączy coś zakaznego, licząc na to, że mam pilne zajęcia w innych rejonach. Tej sankcji topora boi się raczej średnio...

 


No i niedawno trafiło mi się załapać taką sistiemą na - włączony cichutko - fragment audycji niejakiego Morozowskiego.  Pewnie nie powinnam pisać o czymś, czego do końca nie wiem, ale trafiła mi się rzadka gratka ( rym niezamierzony) - zobaczyłam otwartą wymianę uśmieszków między prof. Rychardem i prof. Dudkiem, podczas  kiedy Morozowski zawzięcie perorował, usiłując gościom "wepchnąć dziecko w brzuch". Chodziło chyba o sędziego Muszyńskiego, a gadka toczyła się w myśl powiedzonka "pop swoje,  chłop swoje", co się skończyło wspomnianą wymianą porozumiewawczych uśmieszków, w myśl kolejnego powiedzonka "czego wymagać od wołu, jak nie sztuki mięsa?"
Owszem, sprawiło mi to satysfakcję, ale mierną. Ten facet, Morozowski, to ćwierćinteligent, o czym wiem od dawna, więc - z czego się cieszyć? Podejrzewam, że nawet jak na zakłamane priorytety TVN24 zaczyna się robić baaardzo niestrawny. Mniemam, że będzie niedługo latał z sitkiem po ulicy, jak jego kumpel Knapik.

 


Jeszcze niedawno strasznie denerwował mnie Borys Budka, znany gdzieniegdzie jako "Borysław Czerepach", kłamiący  lekko, łatwo i nieprzyjemnie. Ale ile można poważnie traktować człowieka, skądinąd dobrze wykształconego, bynajmniej nie pochodzącego z czworaków, który mówi, że Trybunał Konstytucyjny jest ciałem niezależnym od nikogo, z rozumem włącznie?

 


Jak długo można poważnie traktować sam Trybunał, a głównie jego emanację, sędziego Rzeplińskiego, razem z jego pomysłami? Człowieka, który poruszył niebo i ziemię aby obronić ustawę, którą sam wymyślił ( bo kto, te PO-wskie matołki?) a potem -wraz z Trybunałem -zmuszony był uznać za "jajeczko częściowo nieświeże"?
Ten oto człowiek, pytany o podstawę naruszającego Konstytucję pięcioosobowego składu orzekającego w znanej wszystkim sprawie -odpowiada na tzw. bezczela - " art. 26 ust. 2 ustawy z 22 lipca 2016 r. o TK." W artykule stoi jak byk:
"Trybunał Konstytucyjny orzeka w składzie pięciu sędziów w sprawach:- zgodności ustaw albo ratyfikowanychumów międzynarodowychz Konstytucją,- zgodności ustawz umowami międzynarodowymi, których ratyfikacja wymaga uprzedniej zgody wyrażonej w ustawie."


Niestety, orzekanie nie miało nic wspólnego ze sprawami międzynarodowymi - jakby ktoś nie pamiętał. Powiedziałabym, że człowiek bredzi na dennym poziomie Wałęsy:
 -  "No to co, że złapano mnie za rękę? To nie była moja ręka! Absolutnie!"


 I chyba miałabym trochę racji - osoby różni wykształcenie, ale chłopska zawziętość wyłazi z nich wszystkimi porami.
Acha, zauważyłam lekkie przekłamanie: coś z "zaprzyjaźnionych telewizji" jednak ogladam, z własnej woli - "Kawa na ławę". Próbowałam wyłączać, przynajmniej organa wzroku i słuchu, odkąd pojawiło się "Woronicza 17", ale... nałóg robi swoje. U Rachonia pojawiają się ci sami, albo tacy sami "odwracacze kota ogonem" - więc co za różnica? Ogladam jedno i drugie.

 


No, różnica może jest: Rachoń przynajmniej usiłuje przymknąć kranik gargulca ( zwanego inaczej rzygaczem), tryskającego z Halickiego, który musi "tryskać" na tyle długo, aby jakoś wepchnąć każdą z możliwych win w Jarosława Kaczyńskiego, Lecha Kaczyńskiego, nieomal w Martę Kaczyńską. Wtóruje mu namiętnie reszta zawodowych opluwaczy.
Oglądam to, ale... chyba z coraz mniejszym zapałem.

 


Kiedy jeszcze oglądałam programy Monisi, a nawet, wstyd powidzieć - Lisa, w pewnej chwili przestały mnie karmić adrenaliną: zaczęłam się śmiać.

 

To było pocieszne: ta straszliwa pasja, żeby mieć ostatnie słowo, od którego rośnie ludziom nowa synapsa. Ale było to tak beznadziejnie głupie, tak ( sorry) upierdliwe, że  nawet - jak na kabaret- szybko okazało się mało zabawne.


No i konkluzja - jest tak: mój rutynowy obowiązek polega na przelotce z psami. Przelotka odbywa się w lesie. bo w onym lesie mieszkam. Psy są rozwydrzone, potrzebują "tatusia i mamusi": mąż wlecze się leniwie, już "narobiony" wieczną robotą w ogrodzie, przygotowywaniem drewna do kominka ogrzewającego dom, itd, itd. Do mnie należy zabawa z psami, więc mi nie odpuszczają.


O czym gadać w pustym lesie?  Maż, korzystając z okazji ( bo jednak się mijamy przy obowiązkach), usiłuje mi przemycić coś z "wartości", których nie znam, no bo - jako się rzekło - nie oglądam. Czasem mu się udaje, bo na naszym pustkowiu człowiek musi otworzyć do kogoś gębę,  co - jako posłuszna i prawa małżonka - rozumiem. Tak, jak jego dobre chęci.


I wyobraźcie sobie: jeszcze niedawno się złościłam. Aż nagle doszłam do punktu, w którym przestało mnie to ziębić, czy grzać.

 


Chyba nikt w świecie nie ma aż tak głupiej opozycji. która nie ma pomysłu, niczego nie potrafi zebrać "cuzamen do kupy", przedstawiając w sensowny sposób parlamentowi ( a za to ma płacone, z moich podatków!), która lata jak kot z pęcherzem po wszystkich możliwych zeitungach i jazgocze na własny kraj ( podejrzewam, że "tamtejsi" patrzą na nich z lekką pogardą...), która zapluwa się w idiotycznych kłamstwach, tak beznadziejnych, że... wstyd słuchać, choć to nie mój obóz polityczny.
Czym się przejmować? Śmiem mniemać, że tym razem zniesmaczeni wyborcy w wyborach samorządowych twardo powiedzą... "do domu!" Powiedzą pewnie trochę jaśniej,  ale niech to pozostanie w sferze domysłu szanownych. I to będzie koniec balu.


Więc co mnie obchodzi, że ludzie z zapałem kopią sobie grób?
 Nic, Dokładnie nic.

Ale czasem... czasem jednak żałuję, że nie rządzi nami Mieszko, czy Bolesław Chrobry! To były jednak piękne czasy!

 

 

 


 

 

 

 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka