Może niektórzy się uśmieją, choć pewnie z lekką nutką fałszu. Oto oglądam „Ranczo”. Uważam, że jest to coś w klimatach moralnych niezapomnianego serialu „Dom” , realizowanego jednak post fatum pokazywanych wydarzeń. „Ranczo”, którego bohaterowie – dokładnie jak w „Domu” - są pomyślani jako mikro- społeczeństwo, rzeczy dzieją się niemal na bieżąco, co jednak stwarza trudności adaptacyjne.
Powiedzmy – oglądałam, bo właśnie się skończyło. Bardzo zresztą pięknie: oto pan Stach, czyli Franciszek Pieczka, pięknie i bez zbędnego patosu wezwał do zgody narodowej, do tego, abyśmy lubili się bardziej. No, może mi się myli, kto z „ławeczki filozofów” co dokładnie powiedział – ale przekaz był w tych klimatach.
Już się nie będę wyzłośliwiać p.t. że panowie z takimi apelami mają znacznie bliżej do kompromitujących się obśmiewaniem smoleńskiej tragedii kolegów i koleżanek, ale niech tam… W końcu nie każdy musi być kolegą każdego głupka, tylko dlatego, że pracują w tej samej branży.
Rozumiejąc ten przekaz, a co ważniejsze – jego absolutną słuszność, zastanawiam się: co stałoby się z moją ręką, wyciągniętą do zgody w stronę jakiejś, oszalałej z nienawiści, Joanny Scheuring – Wielgus? Sorry, ja naprawdę nie mówię o jej widocznych problemach z „mózgojadem”, tylko o stanie ducha.
Cała ta historia posuwa się zbyt daleko. Nie jestem prawnikiem, nie znam się na niuansach – ile gwarantowanej przez Konstytucję wolności mieści się w nawoływaniu do jej łamania, wypowiadania „posłuszeństwa obywatelskiego” na spędach, których organizację zapewnia ta sama Konstytucja. Jest jednak artykuł, który mówi dosadnie:
Art. 82.
Obowiązkiem obywatela polskiego jest wierność Rzeczypospolitej Polskiej oraz troska o dobro wspólne.
Był czas zgromadzeń, kiedy obywatele troszczyli się o to dobro wspólne na ulicach, co wszyscy pamiętamy. Pałowani, gazowani, a po zatrzymaniu przepędzani przez „ścieżki zdrowia” pełne kultury, jak nam niedawno oznajmił niejaki pałkarz Mazguła.
O stanie ducha przegranych, a już zwłaszcza o ich możliwościach intelektualnych, świadczy data nowego święta demokracji – 13 grudnia, kiedy to ludzie, wciąż ci sami, skryci pod służbowymi parasolkami, będą - a w każdym razie mają zamiar - nawoływać, apelować, obrzucać błotem Rzeczpospolitą.
Ten artykuł Konstytucji jest łamany z zaciekłością, przez kłamstwa inspirowane w „zeitungach” wszelkiej maści, gdzie z całą pewnością patrzy się na opluwaczy własnego kraju z lekką pogardą – ale korzysta się z ich usług. Już dajmy spokój truizmom, iż tak widzą Polskę za granicą – jak mówią o tym jej - za przeproszeniem - obywatele. Oczywiście im gorzej, tym „smaczniej”, bo sensacja jest zjawiskiem pożądanym dla mediów.
Więc co z tą konstytucyjną „wiernością Rzeczpospolitej”?
Swoją szosą – ciekawe, co „zeitungi” napiszą o tym nowym spędzie? Jeśli przypadkiem skojarzą trefną datę?
W każdym razie uważam, że moja ( hipotetycznie) wyciągnięta do zgody ręka – z cała pewnością zostałaby opluta, przez zomoli i ich nowiutkich przyjaciół. Z czystej nienawiści, za odebrane „zabawki”, za zniszczone poczucie przynależności do jakiegoś rodzaju noblesse de robe, której wprawdzie wciąż słoma z butów… ale „postaw czerwonego sukna” był zawsze w dyspozycji dla nich, dla ich służb, i oczywiście ich plemienia.
Coś z tą Konstytucją trzeba zrobić. Wiem, że żadna władza nie jest wieczna, a kij ma dwa końce, ale naprawdę szerzy się ten rodzaj anarchii, który szkodzi Rzeczpospolitej, tak samo w kraju, jak za granicą. W sprawie kija – wystarczy mieć naprawdę czyste sumienie. I niech się przymkną krzykacze, od których pazerności wszystko się zaczęło, bo ich sumienia są zdecydowanie brudne – a cała wściekłość zaczyna się od trzęsących się portek.
II Rzeczpospolita miała na to środki zaradcze. Nie rozumiem, dlaczego nie uchwalono „ciągłości Państwa” z wyłączeniem okresu PLR, jako czasu oczywistej okupacji. Łatwiej byłoby sięgnąć po stosowne wzorce i zrobić porządek z całym tym łajdactwem.
Wtedy będzie znacznie łatwiej o zgodę.
Acha! Nie życzę sobie, żeby mój Prezydent tracił na Majestacie przez głupie dawanie pola do popisów jakiemuś Rymanowskiemu. Ja wiem: Rymanowski to „ziomal”( mocno podejrzewam, że panowie się znają prywatnie), uchodzi za dziennikarza bez „czarnego podniebienia”, ale to, co jest strawne dla samego Prezydenta – nie musi być zjedliwe dla mnie. Nie sądzę, żeby widzowie zrozumieli „podteksty”, czyli wyrozumiałość Prezydenta w kwestii konieczności zadania pewnych pytań przez wyrobnika WSI24.
Niech Prezydent nie będzie taki wyrozumiały: Rymanowski bezczelnością nadrabia zwykły brak polotu, więc – jeśli Prezydent musi się popisywać brakiem oporów politycznych – niech sobie znajdzie przynajmniej kogoś mądrzejszego.