A Art, 54
Dz.U.1997.78.483 - Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r.
- Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane.
Tak więc coś tu nie gra.
Uważam, kochana Dyrekcjo, że coś tu naprawdę nie gra. Być może adminów, przynajmniej niektórych, powinno się wysłać na przeszkolenie. I proszę, Kochana Dyrekcjo, nie wysyłaj mnie na „strony właściwie do kontaktów”, bo to jest – jak ogólnie wiadomo - pisanie na Berdyczów.
Oczywiście mogę powyższe opublikować gdzie indziej, jeśli bardzo, kochana Dyrekcjo, tego chcesz: u Maryli, u Krysztopy, na Niezależnej, na Niepoprawnych itd., itd.
Jednak to „salon” jest moim matecznikiem i wolałabym ( a nie jestem w tej chęci osamotniona) swoje sprawy z Tobą, kochana Dyrekcjo, pozałatwiać właśnie tu.
Przyjęliśmy do wiadomości regulamin, w myśl którego gospodarz bloga może sobie nie życzyć mnie – jako gościa. Może teoretycznie uznawać moją wolność poglądów i wolność słowa, ale niekoniecznie na jego poletku. Czyli zostaję zbanowana. Rzecz w tym, że – jak mniemam – powinien mnie o tym powiadomić. Bo mogę mniemać, że rzeczony gospodarz jednak nie ma pojęcia, iż chciałam dać wyraz swoim poglądom, co gwarantuje mi Konstytucja – a odpór potrafiłby dać mi osobiście i wyraziście.
Bo co z sytuacją, kiedy jeszcze nie napisałam jednego marnego słóweczka, dopiero przymierzam się do wrzucenia komentarza – a już wyświetla mi się komunikat, iż nie mogę komentować na tym blogu? Nie mam w tym szczególnego doświadczenia, nigdy nikogo nie zbanowałam, a sama doznałam tego szczęścia jedynie od RR-K, która JEDNAKŻE zawiadomiła mnie o tym zamiarze wcześniej, pocztą PV – i tu się niektórzy zdziwią - w naprawdę eleganckiej formie.
Więc jak mam traktować ten rodzaj tłumienia wolności słowa? Czy to nie jest ( patrz wyżej) zakazana cenzura prewencyjna?
Są Są jeszcze inne metody – i przyjrzyj się im, kochana Dyrekcjo, bo zarówno ja, jak Ty, możemy być robione w przysłowiowego konia.
Najpierw może tak: byłam najpewniejsza, iż wariuje mój komputer, kiedy nie mogłam zalogować się na „salon”. A`la long pojawiało mi się okienko do logowania, wykonywałam żądaną rutynową czynność klikając gdzie należy, okienko znikało, a po kliknięciu w "komentuj” – cała zabawa zaczynała się od początku. Czyli „zaloguj się, kochana”, okienko, klik gdzie należy, zadowolone okienko znika, klik w „komentuj” - wyskakuje „abarot” okno do logowania, etc, etc, etc. Straciłam na tę zabawę przynajmniej godzinę.
Pomyślałam w końcu, że w pięknym wpisie na jubileusz „salonu” Igor zapowiadał zmiany, więc może o to biega – czyli „trwają czynności”.
Ale innym wchodziły i notki i komentarze. „Salon” działał, komputer chodził jak burza, wszystkie strony natychmiast się ładowały – poza „salonem”. Zeszłam więc z ukochanej kanciapy „na wyżce” , z poczciwego ukochanego PC-ta, złapałam pierwsze z brzegu „urządzenie przenośne” – i zarówno logowanie jak komentarz zadziałało bez problemu. Oczywiście - inny numer IP. Można mieć wątpliwości?
Czy Ty, kochana Dyrekcjo, jesteś poinformowana o takich manewrach? Mam nadzieję, że nie.
Co do samego blogu Pani Kodziarki - nie, to nie.
Apel pani Joasi ( gołym okiem widać, kim jest autor kublikacji) mogę skomentować na jej twitterze i w tysiącu innych miejsc. Natomiast nie jest w porządku, iż wolność słowa w przypadku autora bloga jest uszanowana, a moja ( i nie wyłącznie) – nie, choć jeszcze z niej nie zdążyłam skorzystać.
Ale niepokoi mnie jeszcze coś: natychmiast powtórzyła się wyżej opisana zabawa w „zaloguj”. BYŁAM ZALOGOWANA !!!
„Od skowronka do żaby” mam włączony komputer, z reguły „salon” mam otwarty, bo cóż ja, nieszczęsna, mam czynić w ciemnym borze, w którym mieszkam, kiedy boki mnie już bolą od leżenia i czytania, a prace domowe zakończone?
Kochana Dyrekcjo, mniemam, iż NIE myślisz w kategoriach „odejdą – to krzyż na drogę, zawsze znajdą się następni”. To jednak my tworzyliśmy wartość tego miejsca, nadaliśmy mu rangę, ustawicznie zresztą podlegającą degradacji. „Nowy zaciąg” może podkręcać dyskusję trollowaniem, może rzucić ciężkim słowem, ale nie zastąpi tych rozpoznawalnych, dla których ludzie tu wchodzą, często szukając inspiracji. Zbyt długo tu jesteśmy, aby tego nie wiedzieć.
Jednak zawsze może być tak, że nas, kochana Dyrekcjo, najzwyczajniej nie lubisz! Prościej byłoby to napisać – i po herbacie. Mamy tu przyjaciół, mimo wszystko jest nam tu dobrze, ale - „wedle stawu grobla” , czyli nic na siłę.
Konkludując – jeśli wyżej opisane sytuacje są zabawami adminów, urządzanymi bez Twojej, kochana Dyrekcjo, wiedzy – przykróć im, proszę, cugli. Bo my, poważni ludzie, poświęcamy „salonowi” czas, mnóstwo zapału i dobrych chęci. Oczywiście znamy sposoby na przechytrzenie Twoich wesołków – ale po co mamy narzucać się tam, gdzie nas nie proszą?
Pozdrawiam
Komentarze